wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 18

Katherine zaniosła się histerycznym śmiechem.
- To jest TO? - zapytała. - Taką bajeczkę sprzedawałeś jej przez ostatnie cztery lata? Błagam, Kat. - odwróciła się do siostry. - Myślałam, że jesteś choć trochę mądrzejsza. Ale żeby wierzyć jak ślepy pisklak, kiedy ktoś posądzany o szaleństwo opowiada ci TAKIE rzeczy...
Wtedy Katie odezwała się po raz pierwszy, odkąd znaleźli się w Chacie. Głos miała taki, jak nigdy - cichy, jękliwy i drżący.
- On mi nic nie opowiadał. Powiedział, że nie powie mi, jak było, bo i tak bym nie uwierzyła.
- No i miał rację. Ten jeden jedyny raz miał rację. - odwróciła się do Blacka. - Brawo.
Lis znowu syknął.
Wtedy odezwał się Harry:
- Peter Pettigrew nie żyje! - zawołał. - On go zabił dwanaście lat temu! 
Wskazał na Blacka. Przez jego wychudłą twarz przebiegło coś w rodzaju skurczu.
- Chciałem to zrobić. - mruknął.
- A przedtem próbował zabić swoją żonę! - uzupełniła Herniona.
Biały lis fuknął 
- Tak, tak, tak! - potwierdził Harry. Wspomnienie podsłuchanej rozmowy dzwoniło mu w uszach. - Pewnie zorientowała się, z kim ma do czynienia, co?
Lupin westchnął.
- Wiesz co, Julie - zwrócił się do lisa. - Coś mi się wydaje, że będziesz miała coś do powiedzenia na ten temat. No i dziewczynki...jesteś im winna parę wyjaśnień.
Lis skinął łbem. Zaczął się zmieniać, odkształcać. Aż w końcu zniknął zupełnie.
Przed Harrym stanęła wysoka, szczupła kobieta. Miała brudną, opaloną twarz, przetłuszczone czarne włosy i piwne oczy. Na twarzy miała głębokie bruzdy. Harry uświadomił sobie z opóźnieniem, że wyznaczają one miejsca, po których zazwyczaj płyną łzy. Podarte, przybrudzone ubranie i listki we włosach wskazywało na to, że długo nie miała kontaktu z cywilizacją.
- Julie Black, czy tak?
Nie zwróciła uwagi na to pytanie.
Zbieg, leżący teraz na łóżku, dosłownie pochłaniał ją wzrokiem. Wpatrywał się w każdy szczegół jej zaniedbanej twarzy, jakby nie mógł się na nią napatrzyć. Na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu.
I wtedy kobieta przemówiła:
- Syriusz. - głos miała ochrypły, ale dźwięczny, nienaganny hiszpański akcent pobrzmiewał w nim subtelną nutą.
A potem podeszła do Blacka, wzięła go za ręce, postawiła na nogi i pocałowała. Nie czyniła tego w normalny sposób - raczej jak człowiek, który po wielu tygodniach błąkania się po pustyni odnalazł wreszcie źródło wody.
Oderwała się od niego, ale jemu nie było dość. Pocałował ją jeszcze w policzki, w bruzdy pod oczami, w czoło, w miejsce nad uchem...Wszędzie, gdzie się dało.
- Moja Juleczka. - szeptał. - Moja Juleczka.
Katie odchrząknęła.
- Julie, ja naprawdę nie chciałem. Klnę się na swoją niewinność, że nie chciałem. Wybaczysz mi?
Kobiecie łzy stanęły w oczach.
- Kocham cię. - powiedziała. - Wszystko ci wybaczę. Tylko błagam cię, nie daj się złapać!
Spojrzał na nią poważnie.
- Wiesz, że tego obiecać ci nie mogę. I już nic nie będzie normalnie. Nic nie będzie tak jak kiedyś. Nic nie będzie tak, jak chciałaś...
Przerwała mu.
- Przez całe tych dwanaście lat niczego tak nie pragnęłam jak tego, by z tobą być. W jakiej formie czy na jakich zasadach - to już nie ma dla mnie znaczenia.
- Profesorze. - powiedziała Katherine niemal błagalnym tonem. - Widzę, że od tych napaleńców nic nie wyciągniemy. A o ile mnie pamięć nie myli, to mieliśmy dostać jakieś wyjaśnienia.
- Może najpierw ty coś wyjaśnij. - powiedziała ostrym tonem Hermiona. - Jakim prawem ty rozmawiasz z nim - wskazała na Blacka. - Tak poufale? Przecież nie znasz go nawet.
- Nie znasz, ha! - prychnęła, jak to się jej często zdarzało. - Dobrze by było, gdyby tak było. Przynajmniej mogłybyśmy z Katie normalnie żyć.
- Zamknij się! - powiedziała druga bliźniaczka wilgotnym głosem.
- Na litość boską, otwórz oczy, Kat! - zirytowała się. - To szaleniec, a to, że nie był taki jeszcze cztery lata temu, niczego w tym względzie nie zmienia. To, co rozgrywa się tutaj jest najlepszym dowodem, że od tamtego czasu obluzowały mu się wszystkie klepki. No bo weź. Peter Pettigrew szczurem! Błagam, tania komedia i tyle.
- A niby czemu? - spytała Julie. - Tego, że twoja matka jest lisem, jakoś nie uważasz za szaleństwo.
Katherine zacisnęła zęby tak mocno, że w oczach stanęły jej łzy bólu. Nie umniejszyło to jednak wrażenia, jakie wywarło ostatnie zdanie.
Ron wycelował palcem w Katherine.
- Ty...jesteś...wy jesteście...jego...
- Tak.
- I przez cały czas...
- Mhm.
- Pomagałyście mu! To wy byłyście jego agentkami! Pomagałyście mu przez cały czas!
- Nie-e. - pokręciła głową. - Choćby mnie mieli zabić, to bym mu nie pomogła. Sam sobie pomagał.
- Ale chyba w zasadzie odbiegliśmy od tematu. - odezwała się Katie ze swojego kąta. - Proszę nam udzielić tych cholernych wyjaśnień profesorze.
- No właśnie. Chętnie posłucham, co masz na swoje usprawiedliwienie...tatusiu. - Katherine włożyła w ostatnie słowo tyle jadu, że aż zakrawało to na obelgę.
- Dobrze więc... - odparł Lupin. - Wszystko zaczęło się od tego, że..że stałem się wilkołakiem. Byłem wtedy bardzo młody. Ówczesna medycyna nie była w stanie mi pomóc. Jednakże, dzięki łaskawości Dumbledore'a mogłem uczyć się w Hogwarcie. Wybudował dla mnie ten dom i posadził Wierzbę Bijącą, bym podczas pełni nie stwarzał zagrożenia dla nikogo.Gdy moi najlepsi przyjaciele, Syriusz, Peter Pettigrew i twój ojciec, Harry, odkryli prawdę, postanowili zostać animagami, aby mi towarzyszyć. Pomogła im Julie, która uprawiała takie praktyki już wcześniej. Po trzech latach, czyli w piątej klasie, w końcu im się udało. Comiesięczne włóczęgi pozwoliły nam poznać tereny Hogwartu lepiej, niż komukolwiek innemu. Stworzyliśmy więc Mapę Huncwotów. Ja jestem Lunatyk, Syriusz to Łapa, James to Rogacz a Julie - Kita.
- Zagęść tempo, Remusie. - warknął Black, który od pewnego czasu wpatrywał się wygłodniale w Parszywka.
- Robię co w mojej mocy. Więc tak, byliśmy na jednym roku z profesorem Snapem i, oględnie mówiąc, nie przepadaliśmy ze sobą. Aż w końcu Syriusz zażartował sobie z niego okrutnie...powiedział mu, że musi tylko szturchnąć patykiem narośl na pniu Wierzby, a będzie mógł nas śledzić. Wiedziony wrodzoną dociekliwością Snape oczywiście to zrobił...i od tej pory wiedział już, czym jestem. Gdyby James go w ostatniej chwili nie wyciągnął, nie przeżyłby tego.
- Zasłużył sobie na to. - warknął Black. - Węszył, podsłuchiwał, byle tylko dowiedzieć się, dokąd się wymykamy...bo miał nadzieję, że nas wyleją.
- A czy ktoś próbuje robić ci wyrzuty? - zapytała Katherine i spróbowała uśmiechnąć się do ojca. Niestety wyszedł z tego grymas.
- A więc to dlatego Snape tak cię nie lubi. - zwrócił się Harry do Lupina. - Dlatego, że brałeś w tym udział?
- Tak, dlatego.
Severus Snape ściągnął z siebie pelerynę-niewidkę. W ręku trzymał różdżkę wycelowaną w Lupina. 

3 komentarze:

  1. Super! Kochana super rozdział! Nareszcie choć część rzeczy stała się jasna. Wiedziałam, że Syriusz i Julie będą razem. Super. Weny życzę ~Tini

    P.S. U mnie nowy rozdział jeśli masz ochotę poczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej kochana! Rozdział genialny. Konfrontacja w chacie (a właściwie dalsza jej część) super. Pozostaje mi tylko czekać na nową notkę. ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy nowy rozdział? Bo już nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń

Akwizytorom dziękujemy