środa, 26 listopada 2014

Rozdział 26

Dla was wszystkich
Za cierpliwość, zrozumienie i pocieszanie w chwilach próby.

- Auć, Katherine, zabierz stopę z mojej twarzy....
- To nie jest twoja twarz, to mój nos, kretynko....
- Więc kto mi położył stopę na twarzy?
- To ja, przepraszam, Katie...
- Jezu, George! Kiedy ty ostatnio czyściłeś te buty?
- Cicho bądźcie! - rozległ się głos pana Weasleya. - Może Harry nas słyszy!
Rozległ się stukot. 
- Harry! Harry! Słyszysz nas?
Dursleyowie wlepili oczy w siostrzeńca.
- Co...to ma...być? - wycedził wuj Vernon bardzo, ale to bardzo cicho (jak na siebie oczywiście)
- Oni...oni próbowali się tu dostać za pomocą proszku Fiuu. - wybełkotał przerażony Harry; takiego wariantu nie przewidział.
Podszedł do kominka.
- Panie Weasley! Panie Weasley! Słyszy mnie pan?
- Słyszeliście? Cicho bądźcie! Cicho tam z tyłu!
- A propos tyłu, George - rozległ się na pozór spokojny, opanowany głos Katherine. - Czy mógłbyś łaskawie odkleić ręce od mojego...
- Cicho tam!
- Panie Weasley, tędy się nie dostaniecie. - perorował dalej Harry, starając się nie śmiać. - Kominek jest zablokowany.
- Zablokowany? - głos Katherine pobrzmiewał szczerym zdumieniem. - Ale po co?
-  Mają elektryczny wkład.
- Ele,,,ele...elektryczny? - powtórzyła. - Nic z tego nie rozumiem...Ale dobra. Musimy się stąd wydostać, jako że znajduję się dokładnie między Fredem i Georgem. Jeden z nich trzyma ręce na moich pośladkach, drugi zaś, z premedytacją czy też nie, właśnie obmacuje mi dekolt lewą stopą. Sam rozumiesz, że nie jest to raczej komfortowa sytuacja...
- Mów za siebie!
- Cicho bądźcie! - zgromił całą trójkę pan Weasley. - Jest tylko jedno wyjście...Harry, odsuń się.
Harry posłusznie odszedł parę kroków do tyłu. Wuj Vernon przeciwnie, podszedł bliżej. Może nie było to zbyt mądre z jego strony, ale nigdy nie grzeszył inteligencją.
- Chwileczkę! - ryknął. - Co pan właściwie zamierza zrobić?
ŁUUP.
Wkład elektryczny przeleciał przez pokój i rąbnął.w stół. Ciotka Petunia wrzasnęła z przerażenia.
Natomiast z powstałej w kominku dziury zaczęły wyłaniać się uwalane tynkiem postacie.
Ku uldze Harry'ego Ron, Fred i George nic się nie zmienili. Katherine, choć od stóp do głów biała, jak duch, rzeczywiście nabrała trochę ciała. Pomachała Harry'emu z uśmiechem i powiedziała "Hej" ledwie dosłyszalnym szeptem.
Ostatnia wynurzyła się Katie. Jej postawę trudno było opisać. Nie patrząc na nikogo i nie witając się z Harrym, stanęła na dywanie i gorliwie zajęła się wyciąganiem kawałków tynku z włosów. Poza tym, że cała się pobrudziła, w jej wyglądzie nie zaszła żadna zmiana.
- Ee...dzień dobry. - powiedział niepewnie pan Weasley. - No więc...przyszliśmy po Harry'egp...
Nastąpiła niezręczna cisza, którą na nieszczęście musiała przerwać akurat Katherine.
- Ależ my się już spotkaliśmy, prawda? - zawołała uradowana. - Rozmawiał pan z moją mamą, pamięta pan?
Wuj Vernon drgnął na samo wspomnienie tamtego wydarzenia.
- Nie miałam okazji się przedstawić. - ciągnęła, jak gdyby nigdy nic. - Jestem Katherine Black, a to moja siostra Katie.
Harry wstrzymał oddech. Dziewczyna przekroczyła niewidzialną granicę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. 
Ciotka Petunia zakryła sobie usta, wuj Vernon posiniał, a Dudley wydał z siebie coś pomiędzy kwikiem przerażenia a nieudolnym jodłowaniem i schował się za matką.
Katherine spojrzała na Harry'ego z uniesionymi brwiami.
- Później ci wyjaśnię. - mruknął. - A tak w ogóle to cześć, Katie.
Druga bliźniaczka podniosła głowę i w końcu na niego spojrzała.
A było to spojrzenie pełne tak czystego wstrętu i nienawiści, że aż ciarki go przeszły. Jej tęczówki były czystą stalą.
Harry znał to spojrzenie i wiedział, że dla nikogo nie wróży ono nic dobrego. Czym jednak mógł ją tak rozgniewać?
Dziewczyna wzięła w dwa palce materiał swojej czarnej bluzki, w którą usiłowała wytrzeć pobielałe ręce. Jednak wyraźnie było widać, że odniosło to efekt wprost przeciwny.
Patrzyła na niego takim wzrokiem, jakby to była jego wina.
- Przez ciebie cała się upaprałam! - zawołała, jakby to był zarzut na procesie sądowym.
Co mogło się stać? Co mógł nieświadomie zrobić takiego, żeby dziewczyna, która dwa miesiące wcześniej dziękowała mu za ocalenie ukochanego ojca od okrutnej śmierci patrzyła na niego, jakby chciała go zamordować?
Nawet kiedy znikał w kominku przy akompaniamencie potępieńczego rzężenia Dudleya, nie potrafił znaleźć na to odpowiedzi. 

************************

Sprawa następnych rozdziałów jest dosyć płynna. Oczywiście w tym tygodniu (bo tylko trzy dni pozostały do przeprowadzki) postaram się coś wysmażyć, ale nic nie obiecuję. Co do następnych - que serra, serra. Co prawda tata powiedział, że na nowym mieszkaniu zainstaluje nam internet, ale ro nic pewnego. I pamiętajcie - to, że nic nie piszę nie znaczy, że odchodzę! Znaczy, że nie mam albo czasu, albo sygnału, okay?

M.B.