niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 41

Wszyscy mieli wyjść przed zamek na powitanie delegacji z Magiapoder i Durmstrangu. Profesor McGonagall usiłowała wprowadzić jako taką dyscyplinę.
- Proszę się nie przepychać...Patil, wyjmij z włosów tę śmieszną rzecz....PANIE TURTLE, PROSZĘ NIE ZACHOWYWAĆ SIĘ TAK NIESTOSOWNIE!
Mały Tony zrobił zawiedzioną minę i przestał ciągnąć za włosy stojącą przed nim dziewczynkę. Katherine podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu.
- Końskie zaloty, co młody? - zapytała z uśmiechem.
Chłopiec zrobił się okropnie czerwony i poprosił ją, żeby siedziała cicho.
- Daj chłopakowi spokój, siostra. - powiedziała Katie, która po raz pierwszy, odkąd Harry spotkał się z nią w lecie była uśmiechnięta. Miała też dziwny, jakby nieobecny wzrok i półświadomie przygładzała ręką włosy.
- A co ty taka zadowolona? - Katherine uniosła brwi. Potem w jej oczach zabłysło zrozumienie. - Czyżby...?
Katie zarumieniła się tylko lekko i wzruszyła ramionami z lekko podenerwowanym uśmiechem.
W końcu wyszli przed zamek. Czekali jakieś dziesięć minut, kiedy nagle coś wielkiego zamajaczyło na niebie.
- Patrzcie! - powiedział hiperwentylujący z przejęcia Tony, wskazując na owo coś. Katherine zadarła głowę do góry i powiedziała:
- O ja cię...
Był to całkiem adekwatny komentarz, bowiem okazało się że to bogato zdobiona, szczerozłota kareta ciągnięta przez olbrzymie mechaniczne, szczerozłote byki o czerwonych oczach i szczerozłotych skrzydłach. Gdy osiadła delikatnie na ziemi, kilku pierwszorocznych cofnęło się ze strachu.
Otworzyły się drzwiczki karety i wyszła, jeden za drugim, grupka bliżej nieokreślonych postaci w lekkich, bladozłotych szatach z kapturami. Musiało im być bardzo zimno, ale nie dawały nic po sobie poznać, tylko w milczeniu przegrupowały się tak, że utworzyły dwa pionowe rzędy w takiej odległości od siebie, by wychodząca z karety dość szczupła osoba mogła swobodnie między nimi przejść.
Nie trzeba było długo czekać, bowiem zaraz po schodkach zstąpił krępy mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie odświętną złotą szatę i dopasowaną złotą tiarę w srebrne gwiazdy. Miał śniadą twarz, kwadratową szczękę i zdecydowane, płonące ciemne oczy oraz jasne włosy. Bez wątpienia był człowiekiem budzącym szacunek - postacie w kapturach uginały się w lekkim ukłonie, gdy koło nich przechodził - ale w jego twarzy było też coś, co przypominało Harry'emu Syriusza.
Mężczyzna podniósł rękę i postacie w bladozłotych szatach, które były najwyraźniej jego uczniami, natychmiast utworzyły rząd i stanęły tuż przed Dumbledorem, ale w bezpiecznej odległości. 
Dyrektor Magiapoder podszedł do Dumbledore'a i uścisnął mu rękę.
- Albusie. - powiedział niskim, ciepłym głosem z obcym akcentem. - Jak miło cię znów widzieć. 
- Ciebie również niezwykle miło gościć, Carlosie. - uśmiechnął się dyrektor. - Czy mi się wydaje, czy trochę przytyłeś?
Carlos uśmiechał się przez kilka sekund, poczym odwrócił się do swoich uczniów.
- Zdejmijcie kaptury. - polecił im, przybierając rozkazujący ton. Postacie w szatach uczyniły to bez szemrania.
Okazało się, że jest ich trzynaścioro, dwunastu chłopców i jedna dziewczyna. Wszyscy wyglądali dla Harry'ego tak samo  - ciemnowłosi, ze smagłymi twarzami - dziewczynę rozpoznał w zasadzie tylko po dłuższych włosach.
- A kiedy będzie ten cały Karkarow? - zainteresował się Carlos. - Chciałbym go wreszcie poznać, wiele o nim słyszałem. 
- Powinien niedługo przybyć. - odpowiedział uprzejmie Dumbledore. - Czy ty i twoi uczniowie wolelibyście zaczekać na niego tutaj, czy ogrzać sie w zamku?
- Bardzo chętnie skorzystalibyśmy z twojego zaproszenia. - odpowiedział uprzejmie Carlos, kiwając głową w jego stronę. - Jednak uważam, że byłoby brakiem szacunku dla profesora Karkarowa, gdybyśmy weszli do środka bez niego.
Katherine prychnęła, ale tak cicho, żeby tylko ona mogła to usłyszeć.
- Powiedz to biednej Raquel. Na oko widać, że się przeziębiła.
W pewnej chwili Harry zdał sobie sprawę, że Carlos rozgląda się dyskretnie dookoła, jakby kogoś szukał. I wyglądało na to że znalazł, bo Katie przez ułamek sekundy patrzyła na niego takim wzrokiem, jakby chciała go zabić i zwymiotować na niego jednocześnie, Trwało to tylko chwilę, ale musiał to zauważyć, bo skrzywił się żałośnie i odwrócił wzrok.
Gdy przybyła już delegacja z Durmstrangu i można było wejść do zamku, zrobił nagle taką minę, jakby zobaczył ducha.
- Niemożliwe. - wyszeptał.
Harry podążył wzrokiem za jego spojrzeniem i również nie mógł wyjść ze zdumienia. To niemożliwe...musi mu się wydawać...
Zobaczył parę ciemnych oczu i śnieżnobiały ogon, który mógł oznaczać tylko jedno.
Julie Black powróciła do Hogwartu.

Kochani! Bardzo Was przepraszam za długą nieobecność! Usprawiedliwienie mam tylko jedno - byłam na wakacjach. Wiem, że to brzmi marnie, ale lepszego wytłumaczenia nie znajduję.

PS. Zauważyłam, że nikt jak dotąd nie wykazał zainteresowania zakładką "Wywiady". Jeśli uważacie, że to słaby pomysł, napiszcie mi w komentarzu, jaki dodatek specjalny by Was interesował - obiecuję, że się ustosunkuję.