niedziela, 13 września 2015

Rozdział 42

Ledwo reprezentacje Magiapoder i Durmstrangu wkroczyły do Wielkiej Sali, Ron zaczął się wiercić jakby dostał owsików i mówić:
- Och, szybko, Hermiono, posuń się, zrób miejsce! 
- O co ci chodzi? 
- Za późno. - jęknął zrezygnowany rudzielec widząc, że grupa uczniów z Bułgarii zajmuje miejsca przy stole Ślizgonów.
- Chodzi ci o tego Kruma? - zdziwiła się Katherine, oglądając się za niezgrabną sylwetką szukającego. - Wygląda na gbura...gdybym nie spotkała ciebie, powiedziałabym że to najbrzydsza postać, jaką widziałam w życiu...wygląda jak dziecko Snape'a i Benity.
- Weź nie obrzydzaj. - poprosiła Katie. - I bez tego chce mi się rzygać. 
Akurat wtedy wkroczył Carlos ze swoimi uczniami. Mężczyzna czym prędzej poszedł do stołu nauczycielskiego i Harry mógłby przysiąc, że odwrócił głowę, kiedy przechodził koło stołu Gryfonów.
Natomiast Katie popatrzyła za nim zmrużonymi oczami i syknęła po cichu coś, co brzmiało jak "Zdrajca".
Uczniowie hiszpańskiej szkoły stanęli na środku sali, najwyraźniej niepewni gdzie mają usiąść - jakby bez dyrektora nie potrafili podjąć żadnej decyzji. Na szczęście sytuację opanowała Katherine.
- Chodźcie tutaj! - zawołała, żywo gestykulując i błyskając równymi zębami. Hiszpanie początkowo patrzyli na nią nieufnie ale ich idąca na końcu koleżanka podeszła bliżej i powiedziała do nich coś po hiszpańsku i to najwidoczniej ich ośmieliło, bo usiedli, a kilku z nich nawet uśmiechnęło się do szarookiej krzywo.
Uczennica Magiapoder przed zajęciem miejsca serdecznie uściskała obie bliźniaczki i dopiero wtedy Harry miał okazję bliżej się jej przyjrzeć.
Była raczej wątpliwej urody - miała brązową, nieco tłustą twarz, grube blond włosy przetykane czarnymi pasemkami i głęboko osadzone, duże ciemne oczy, patrzące nieco nieufnie spod wachlarza czarnych rzęs. Ręce, które zarzucała na szyję Katherine były nieproporcjonalnie długie, o grubych nadgarstkach. Nos miała trochę krzywy, jakby ongiś złamany i kiepsko zrośnięty. Szyja, którą dziewczyna odsłoniła gdy całowała przyjaciółkę, okazała się niewiele krótsza niż u ciotki Petunii.
- Katherine. - powiedziała niskim głosem z mocnym akcentem. - Dobrze cię znowu widzieć.
- Ciebie też. - odpowiedziała wzmiankowana, klepiąc dziewczynę po plecach. - A jak sprawy?
Hiszpanka wzruszyła ramionami.
- Ujdzie. - odparła. - Zresztą wiesz, jak się ma jakieś kłopoty od urodzenia, to po jakims czasie przestają przeszkadzać.
- Coś o tym wiem. - mruknęła Katherine. 
- Katie. - teraz z kolei blondynka skupiła się na drugiej siostrze. Przygarnęła ją do siebie. - Będzie dobrze, zobaczysz.
Katie cicho pociągnęła nosem, ale postanowiła trzymać jako taki fason. Odkleiła się od ramienia przyjaciółki. 
- To jest Raquel, nasza kuzynka. - przedstawiła ją Harry'emu i reszcie. - Spędzałyśmy wakacje u jej ojca...pamiętasz,mówiłam ci.
Harry przypomniał sobie, że dziewczyna faktycznie coś takiego mówiła. Kiedy Raquel podała mu rękę, nie zagapiła się tak jak większość ludzi na jego bliznę, ale obdarzyła go nieprzychylnym spojrzeniem, szybkim jak błysk flesza - mógłby się założyć, że Katie w czasie wakacji powiedziała jej kilka słów na jego temat.

********************************

Kiedy po uczcie  byli już praktycznie przy portrecie Grubej Damy, Harry był świadkiem kolejnej dziwnej sceny.
Dyrektor Magiapoder, Carlos, wyglądał jakby kompletnie stracił panowanie nad sobą. Zniknęło gdzieś całe jego opanowanie i dobre maniery, sprawiał wrażenie człowieka, który chce skoczyć z mostu. No i trzymał za przedramię Katie Black.
- Katie, proszę cię, porozmawiajmy! - powiedział tonem bardzo adekwatnym do wyrazu twarzy.
- Kiedy my już nie mamy o czym rozmawiać. - warknęła dziewczyna, szarpiąc z całej siły rękę, żeby ją puścił. - Już się przekonałam, jaki naprawdę jesteś, dobrze wiedzieć!
- Ty nie rozumiesz...ja nie miałem wyboru! - powiedział już praktycznie ze łzami w oczach. - odzyskałem j ą tak niedawno, nie mogłem się kłócić! 
Dziewczyna w końcu się uwolniła, odskoczyła jak oparzona od niegp i zmrużyła z odrazą oczy.
- Nie mogłeś? - powtórzyła z odrazą. - Nie mogłeś? A co, boisz się własnej żony? Człowieku, przecież to chodziło o głupie dwa tygodnie! I nie wchodzilybyśmy j e j zbyt często w drogę - wychodziłybyśmy na spacery i tak dalej tak często, jakby się dało!
- Skoro tak - zdenerwował się Carlos. - To czemu w ogóle chciałyście do mnie przyjechać? U Feliciana też mogłyście chodzić na spacery. A miałyście tam o wiele ładniejsze widoki!
Katie prychnęla.
- O tak, widoki miałyśmy rzeczywiście piękne. - przyznała. - Co wieczór mogłyśmy podziwiać olbrzymią kolekcję butelek po piwie - normalnie wszystkie rodzaje! Potem mogłyśmy poobcować ze sztuką i pooglądać obraz sztuki awangardowej namalowany metodą rzygowinową. A następnego dnia mogłyśmy w lustrze podziwiać istną mozaikę siniaków! Faktycznie, istne wakacje ze sztuką, nie ma co!
Carlosa na moment zatkało. Dziewczyna wykorzystała to i chciała odejść, ale złapał ją za ramię.
- Widziałem twoją matkę. Tutaj, w lesie. - wypalił z grubej rury. 
Widać było, że to zrobiło na niej wrażenie.
- Widziałeś mamę? - zamrugała. - Bardzo dobrze, może się wreszcie dowiem, za co mnie tak nienawidzi! To prawie tak samo interesujące jak to, za co nienawidzisz mnie ty!
Carlos skrzywił się, jego głos przypominał skomlenie.
- Katie, błagam...
- Ja też błagalam. - syknęła, mrużąc z odrazą oczy i wyciągając różdżkę - Błagałam Feliciana, żeby nie robił mi krzywdy, kiedy przykuwał mnie kajdankami do kaloryfera. Jak sądzisz, posłuchał?
Tymczasem mężczyznę zatkało na dłuższą chwilę. Dziewczyna wykorzystała to i czym prędzej przelazła przez dziurę pod portretem.