wtorek, 3 lutego 2015

LBA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Jako że moja wierna czytelniczka Tini/Alice/Dorcas...zresztą jak zwał tak zwał, uhonorowała mnie nominacją do Liebster Blog Award, nagrodęy przyznawanej blogerom z mniejszą liczbą obserwatorów za "dobrze wykonaną robotę" (Woohoo, ale się dowartościowałam!), a w związku z tym muszę, niczym kandydatka Miss Polonia, odpowiadać na pytania, to proszę bardzo! Mam tylko nadzieje, że nie każesz mi biegać z szarfą, kochanie, bo się  wkręci w wózek i nieszczęście gotowe. Treść pytań jest dostępna na syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com.

  1. 1. Z poczucia niesprawiedliwości. Gdy dowiedziałam się od brata, że Syriusz zginie, mimo że nie znałam jego tożsamości poczułam, że to nie  porządku, że taki facet nie ma rodziny. Tak powstała Katie. Z dnia na dzień ubarwiałam tę historię, a na koniec wrzuciłam wszystko do internetu.
2. Może tak, a może nie...Nawet już coś piszę, ale to nic pewnego.

3. Od 8 roku życia.

4. Kultu i Michaela Jackson

5. Samotności, ale poza tym mam 
nekrofobię (sprawdź, jeśli nie wiesz).


6. Sensacyjne i fantastyczne.

7. Syriusz Black i Nori Bates (nie wiem, kto bardziej) :)

8. Bladoczerwony

9. Chyba żmija

10. Bezprecedensowo Michael

11. To chyba jasne, że pisanie:) Ale pasjonuję się  też teatrem

poniedziałek, 2 lutego 2015

Nie-całkiem rozdział

Moi kochani, jako że opisywana przeze mnie historia w żaden sposób nie zmienia przebiegu meczu quidittcha, a przepisywanie oryginału z drobnymi zmianami uważam za pozbawione większego sensu, postanowiłam zamiast tego zaspokoić ciekawość  was wszystkich i opisać scenę, ktòra miała miejsce na krótko przed wydarzeniami z poprzedniego rozdziału.

Narratork: Julietta Amaranta Black, de domo Sequntioni

- Powiedz chociaż - Amy nachyliła się ku mnie ciekawie. - Poznałabym go czy nie?
Pokręciłam głową z uśmiechem, wspominając roześmianą twarz i błyszczące oczy mojego Łapy, kiedy widziałam go ostatni raz. Jego słowa "Tylko nie każ mi czekać zbyt długo" wciąż pobrzmiewały mi w mózgu.
- Za nic. - odpowiedziałam, z żalem odrywając się od wspomnień minionych tygodni. - Zmężniał, przybrał na wadze, opalił się...Wygląda prawie tak, jak dawniej.
Moja najlepsza przyjaciółka przygryzła wargę z namysłem.
- Skoro wygląda tak, jak dawniej, to raczej bym go poznała. - stwierdziła. - Bo takim wolę go zapamiętać. Uśmiechnięty. Przystojny. Zakochany. Jak na waszym weselu.
- Weź przestań. - powiedziałam, jako że swojego wesela wolałam wbrew pozorom nie pamiętać. - A przystojny to on dalej jest, tak jak zawsze był i będzie.
- No oczywiście. - przyfaknęła skwapliwie, dobrze wiedząc, że w tej kwestii dyskusje ze mną nie mają sensu. - A nie masz już żalu, wiesz, za tamto wtedy?
- No coś ty. - powiedziałam, a w moim głosie zabrzmiała nutka oburzenia. - Teraz wiem, że to w dużej mierze moja wina. Nie dałam mu wsparcia, kiedy najbardziej go potrzebował. Byłam okropną egoistką.
Amy uśmiechnęła się.
- Właśnie to starałam się dać ci do zrozumienia przez te wszystkie lata.
Milczałyśmy przez chwilę, każda pogrążona we własnych myślach. Aż w końcu zadała mi TO niebezpieczne pytanie:
- Powiesz mi przynajmniej, na którym kontynencie się bawiłaś, kiedy dziewczynki nudziły się u kuzyna?
Odsunęłam się od niej.
- Nie mogę, obiecałam...
- No weeż przecież ja nie wygadam! Nie ufasz mi?
W końcu się przemogłam. Pochyliłam się i wyszeptałam jej do ucha :
- Ameryka Północna.
- A dokładniej?
- Morze Karaibskje.
Cicho zagwizdała.
- Zaszaleliście! A wie że jesteś  tutaj, z nami?
Roześmiałam się.
- No  coś ty! zabiłby mnie. A niemało wysiłku  włożył w to, żeby przekonać Katherine, że nie jest mordercą.
Amy nie uśmiechnęła się.
- Wciąż jest zazdrosny?
Spojrzałam w górę, na szarzejące niebo.
- Lepiej zróbmy coś do jedzenia. - powiedziałam. - Tony i Daisy wkrótce się obudzą.

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 29

Katherine patrzyła z rozbawieniem, jak pan Weasley usiłuje rozpalić ognisko. Jako że sikał z podniecenia za każdym razem, kiedy na końcu zapałki pojawiał się (zgasający po chwili) płomień, nie udało mu się jeszcze osiągnąć zamierzonego rezultatu.
- Proszę mi pozwolić. - powiedziała w końcu uprzejmie.

 Gdy Harry, Hermiona i bliźniaczki zostali wysłani po wodę, sootkall masę znajomych - między innymi Cho  Chang i Aarona Laundauna który, zauważywszy Katie, włożył sobie wiadro na głowę. W którymś momencie na ustach Katherine zagościł promienny uśmiech. Harry podążył wzrokiem za jej spojrzeniem. 
Przed pobliskim namiotem siedziała Julie Black, w otoczeniu czworga jasnowłisych ludzi, dwojga dorosłych i dwójki dzieci. Machała gorączkowo do córek.
Gdy Harry podszedł bliżej, stwierdziłi, że w ogóle się nie zmieniła: czarne włosy, opalenizna, biała bluzka i czarna miniówka. Jedynym widocznym defektem, który starała się skrzętnie ukryć makijażem, były ledwie już widoczne bruzdy pod oczami - znak wieloletniego cierpienia. Wyglądała jednak o wiele zdrowiej, niż kiedy Harry widział ją po raz ostatni i nietrudno było domyślić się, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy.
- Czołem. - powitała ich wszystkich. - Macie pozdrowienia od Syriusza.
Harry podziękował z uśmiechem i przyjrzał reszcie towarzystwa.
Siedząca na lewo od Julie kobieta, ktòra bąknęła cichym głosem, że nazywa się  Amy Turttle, miała niebieskie oczy i miłą twarz. Nosiła dżinsową kurtkę i trampki.
Jej mąż przedstawił się jako Thomas Turttle i okazało się, że mimo bycia czystej krwi czarodziejem jest lekarzem ogólnym medycyny mugolskiej. Miał krótkie, platynowe włosy i niebieskoszare oczy. 
Chłopiec, który okazał się ich synem, był bardzo podobny do swoich rodziców i wyglądał na jakieś dziesięć, jedenaście lat. Młodsza od niego dziew-zynka miała warkocz pleciony wokół głowy i była kopią swojej matki.
- Idę w tym roku do Hogwartu. - powiiedział chłopiec z wyraźną dumą w głosie. - A Daisy za rok, hahahaha!
- Tony, nie dokuczaj siostrze. - skarciła go matka, bo dziewczynka spuściła wzrok, a w oczach zakręciły jej się łzy.
- Inaczej będziesz śpiewał, kiedy dojdziesz do egzaminów, młody. - wtrąciła z lekkim uśmiechem Katherine.
- Ach, prawda, wy w tym roku macie egzaminy, tak? - zapytała Amy.
- Nie, w przyszłym, ciociu. - poprawiła ją dziewczyna. - Teraz będziemy w czwartej klasie.
Po przypomnieniu Katie, że w wakacje nie powinno się rozmawiać o szkole, dialog zszedł na quidittcha.
- Irlandia ma dobrych ścigających. - powiedziała Amy tonem człowieka, który wie o czym mówi.- Choć z drugiej strony Bułgarzy mają Kr
uma...co o tym myślisz, Julie?
- A czy ja się na tym znam? - mruknęła ciemnowłosa kobieta, wywracając oczami. Amy parsknęła śmiechem.
- Ależ oczywiście, że się nie znasz. Przecież kiedy miałaś osiem lat, to wcale nie grałaś z Supremes z Barcelony, w wieku szesnastu nie wzięła cię reprezentacja narodowa Hiszpanii, a pewnego triku nie nazywa się do dziś chwutem-  Julietty.
Katherine szczęka opadła.
- Mama grała zawodowo w quidittcha? - wyjąkała.
- A grała, grała..- odpowiedziała Julie, orzypatrując się gorliwie swoim paznokciom. - Byłam najmmłodszym graczem w historii tego sportu, a powołanie mnie do narodowej drużyny Hiszpanii w ogóle zszokowało opinię publiczną. Moja kariera trwała krótko,ale jestem pewna, że dobrze mnie zapamiętali.
- A czemu mama przestała?
- Hm, niech pomyślę. : Julie zmarszczyła brwi w hdawanym zamyśleniu. - Bk wyszłam za mąż, zaszłam w ciążę, a kiedy wasz ojciec trafił do Azkabanu, to jużw ogóle nie miałan głowy do sportu.
- A na czym polega chwyt Julietty? - zapytał Harry, który dotąd nie słyszał o czymś takim.
- Na tym, że łapiesz znicza nogami. - odpowiedziała prosto. - A skoro chcecie ode mnie autorytatywnej opinii, to mój trener zawsze powtarzał, że licy się cała drużyna i jej zdolność do współpracy i ja się z tym zgadzam.
Dała się wyciągnąć ba herbatę do ich namiotu. Gdy przyszedł pan Crouch, sprawiała wrażenie, jakby z trudem panowała nad sobą. A wieczorem wszyscy z ekscytacj w sercach ruszyli w kierunku stadionu.b