niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 29

Katherine patrzyła z rozbawieniem, jak pan Weasley usiłuje rozpalić ognisko. Jako że sikał z podniecenia za każdym razem, kiedy na końcu zapałki pojawiał się (zgasający po chwili) płomień, nie udało mu się jeszcze osiągnąć zamierzonego rezultatu.
- Proszę mi pozwolić. - powiedziała w końcu uprzejmie.

 Gdy Harry, Hermiona i bliźniaczki zostali wysłani po wodę, sootkall masę znajomych - między innymi Cho  Chang i Aarona Laundauna który, zauważywszy Katie, włożył sobie wiadro na głowę. W którymś momencie na ustach Katherine zagościł promienny uśmiech. Harry podążył wzrokiem za jej spojrzeniem. 
Przed pobliskim namiotem siedziała Julie Black, w otoczeniu czworga jasnowłisych ludzi, dwojga dorosłych i dwójki dzieci. Machała gorączkowo do córek.
Gdy Harry podszedł bliżej, stwierdziłi, że w ogóle się nie zmieniła: czarne włosy, opalenizna, biała bluzka i czarna miniówka. Jedynym widocznym defektem, który starała się skrzętnie ukryć makijażem, były ledwie już widoczne bruzdy pod oczami - znak wieloletniego cierpienia. Wyglądała jednak o wiele zdrowiej, niż kiedy Harry widział ją po raz ostatni i nietrudno było domyślić się, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy.
- Czołem. - powitała ich wszystkich. - Macie pozdrowienia od Syriusza.
Harry podziękował z uśmiechem i przyjrzał reszcie towarzystwa.
Siedząca na lewo od Julie kobieta, ktòra bąknęła cichym głosem, że nazywa się  Amy Turttle, miała niebieskie oczy i miłą twarz. Nosiła dżinsową kurtkę i trampki.
Jej mąż przedstawił się jako Thomas Turttle i okazało się, że mimo bycia czystej krwi czarodziejem jest lekarzem ogólnym medycyny mugolskiej. Miał krótkie, platynowe włosy i niebieskoszare oczy. 
Chłopiec, który okazał się ich synem, był bardzo podobny do swoich rodziców i wyglądał na jakieś dziesięć, jedenaście lat. Młodsza od niego dziew-zynka miała warkocz pleciony wokół głowy i była kopią swojej matki.
- Idę w tym roku do Hogwartu. - powiiedział chłopiec z wyraźną dumą w głosie. - A Daisy za rok, hahahaha!
- Tony, nie dokuczaj siostrze. - skarciła go matka, bo dziewczynka spuściła wzrok, a w oczach zakręciły jej się łzy.
- Inaczej będziesz śpiewał, kiedy dojdziesz do egzaminów, młody. - wtrąciła z lekkim uśmiechem Katherine.
- Ach, prawda, wy w tym roku macie egzaminy, tak? - zapytała Amy.
- Nie, w przyszłym, ciociu. - poprawiła ją dziewczyna. - Teraz będziemy w czwartej klasie.
Po przypomnieniu Katie, że w wakacje nie powinno się rozmawiać o szkole, dialog zszedł na quidittcha.
- Irlandia ma dobrych ścigających. - powiedziała Amy tonem człowieka, który wie o czym mówi.- Choć z drugiej strony Bułgarzy mają Kr
uma...co o tym myślisz, Julie?
- A czy ja się na tym znam? - mruknęła ciemnowłosa kobieta, wywracając oczami. Amy parsknęła śmiechem.
- Ależ oczywiście, że się nie znasz. Przecież kiedy miałaś osiem lat, to wcale nie grałaś z Supremes z Barcelony, w wieku szesnastu nie wzięła cię reprezentacja narodowa Hiszpanii, a pewnego triku nie nazywa się do dziś chwutem-  Julietty.
Katherine szczęka opadła.
- Mama grała zawodowo w quidittcha? - wyjąkała.
- A grała, grała..- odpowiedziała Julie, orzypatrując się gorliwie swoim paznokciom. - Byłam najmmłodszym graczem w historii tego sportu, a powołanie mnie do narodowej drużyny Hiszpanii w ogóle zszokowało opinię publiczną. Moja kariera trwała krótko,ale jestem pewna, że dobrze mnie zapamiętali.
- A czemu mama przestała?
- Hm, niech pomyślę. : Julie zmarszczyła brwi w hdawanym zamyśleniu. - Bk wyszłam za mąż, zaszłam w ciążę, a kiedy wasz ojciec trafił do Azkabanu, to jużw ogóle nie miałan głowy do sportu.
- A na czym polega chwyt Julietty? - zapytał Harry, który dotąd nie słyszał o czymś takim.
- Na tym, że łapiesz znicza nogami. - odpowiedziała prosto. - A skoro chcecie ode mnie autorytatywnej opinii, to mój trener zawsze powtarzał, że licy się cała drużyna i jej zdolność do współpracy i ja się z tym zgadzam.
Dała się wyciągnąć ba herbatę do ich namiotu. Gdy przyszedł pan Crouch, sprawiała wrażenie, jakby z trudem panowała nad sobą. A wieczorem wszyscy z ekscytacj w sercach ruszyli w kierunku stadionu.b



3 komentarze:

  1. Rozdział cudowny! Mój ulubiony fragment to jak Aaron włożył sobie wiadro na głowę. No i nareszcie jest Julie. Nie zdziwiła mnie jej reakcja na widok Croucha. Przemknęło mi nawet przez myśl co by zrobił Percy gdyby Julie zaatakowała jego szefa...
    Ciekawią mi ci ludzie, z którymi była. Muszą znać prawdę skoro rozmawiała przy nich tak spokojnie o Syriuszu... No cóż. Pożyjemy zobaczymy.
    Życzę mnóstwa weny i pozdrawiam. ~Dori

    OdpowiedzUsuń
  2. Robi się ciekawie. I nareszcie jest Julie. Ja na jej miejscu bym nie wytrzymała i wydrapałabym oczy temu Crouchowi. Ciekawe czy Katie i Katherine wiedzą, że to on zesłał ich ojca do Azkabanu. Pewnie nie bo podejrzewam, że w przeciwnym razie Katie nie miałaby tak silnej woli jak jej matka. Notka super.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział! Nareszcie jest Julie!!! Jak się ciesze. Że ona ma tyle cierpliwości ja już bym dawno zabiła Croucha.
    Pozdrawiam Rose

    OdpowiedzUsuń

Akwizytorom dziękujemy