środa, 17 lutego 2016

Ogłoszenie

Muszę się wam do czegoś przyznać.

Od dłuższego czasu prowadzenie tego bloga mnie męczy...Nie chodzi tu o Was, Boże broń. Po prostu kopiowanie fabuły Rowling z dopisywaniem własnych wątków przestało mi sprawiać satysfakcję. Mam nadzieję, że to zrozumiecie.

Więc -żeby całkiem nie zarzucać blogowania - postanowiłam ugryźć to z innej strony. Jeśli jesteście ciekawi dalszych przygód Katie, Katherine, Julie i Aarona, zapraszam pod nowy adres:: katherine-black-diary.blogspot.com Trochę się cofnę i zacznę znowu od Więźnia Azkabanu, ale to nie znaczy, że nie będzie ciekawie! Jeśli to, co tam napiszę, nie będzie się zgadzało z tym, co napisałam tu, nie przejmujcie się - po prostu postanowiłam ulepszyć pewne rzeczy. Trzymajcie się!

Marlena

niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 44

Nie było wiwatów. Nie było oklasków. Był jedynie szok, niedowierzanie, konsternacja. Ludzie gapili się na niego w osłupieniu, a w całej sali rozbrzmiewał brzęk ich szeptów. Siedząca niedaleko Katie szepnęła coś na ucho Katherine, która pokiwała głową i obie zaczęły przypatrywać mu się z niesmakiem.Osłupiały chłopak wstał i zaczął powoli iść w kierunku sali, w której przedtem zniknęli Krum, Cedric i Raquel. Starał się na nikogo nie patrzeć, chociaż czuł, że wszyscy się na niego patrzą.
Krum kulił się w kącie, Puchon przechadzał się w tę i wew tę, podobnie jak dziewczyna, która odwróciła głowę, kiedy wszedł.
- Co jest? - przez ten akcent ledwie ją rozumiał. - Czego oni od nas chcą?
Najwidoczniej myślała, że przyszedł do nich z jakąś wiadomością. Pozostali chyba też tak myśleli, bo patrzyli na niego z minimalną dozą zainteresowania.
- Coś ty? Język połknął? - ponagliła, zerkając niezbyt przychylme. 
Harry nie wiedział co powiedzieć. Nie potrafił znaleźć słów, by opisać to, co rozegrało się przed chwilą. Tym bardziej że bezpośredni sposób bycia Hiszpanki strasznie go onieśmielał.
Z obowiązku tłumaczenia się wybawił go Bagman, który wpadł do komnaty. Jego różowa chłopięca twarz lśniła od potu.
- Może chociaż pan będzie normalnie gadał. - wyraziła nadzieję Raquel, teraz dla odmiany w niego wpijając spojrzenie swoich ciemnych oczu. Szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów rzekł:
- Panowie, pani, pragnę wam przedstawić - choć zapewne może wam się to wydać dziwne - czwartego uczestnika turnieju.
Nastąpiły może dwie sekundy przerwy, a po nich rozbrzmiał perlisty śmiech dziewczyny.
- Ma pan - stwierdziła. - dosyć dziwne poczucie humoru, señor Bagman.
- Poczucie humoru? Ależ to nie jest żart! - zaprzeczył gwałtownie mężczyzna. - Czara Ognia przed chwilą wyrzuciła jego nazwisko!
W tym momencie wparował Crouch, Karkarow i cała reszta towarzystwa. Dziewczyna natychmiast przyskoczyła do Carlosa i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Wujku...znaczy się Director! - w jej głosie brzmiała wyraźna skarga. - On mówi - wskazała na Bagmana. - Że on też ma być reprezentantem! - pokazała palcem na Harry'ego. - A przecież miało być tylko trzech, nie mówiłeś?
- Nie denerwuj się, moja droga. - mężczyzna poklepał ją po ramieniu. - Nie masz żadnych powodów do niepokoju. Nie widzę możliwości, byś z powodu takiego niedopatrzenia miała nie spróbować swoich sił w turnieju.
Niedopatrzenia? - oburzył się Karkarow. - Ty to nazywasz niedopatrzeniem, Valoroso? I po to były te wszystkie narady, ugody, zabezpieczenia, kompromisy?! Przecież to jest jawny spisek!
- Osobiście nie dostrzegam tu żadnych oznak spisku. - odparł Carlos z niezachwianym spokojem.
- Nie? - w głosie Karkarowa zabrzmiała obleśna nuta obłudy. - Cóż, chyba możemy ci zaufać pod tym względem, prawda? Co jak co, ale pojęcie pojęcie spisku powinno być ci doskonale znane...
Na kilka setnych sekundy Hiszpan zbladł.
- Ale powiedz mi, Dumbledore - zwrócił się dyrektor Durmstrangu do sędziwego czarodzieja. - Czy ta twoja sławetna "linia wieku" o niezawodności której tak nas zapewniałeś, nie miała przypadkiem uniemożliwić uczestnictwa w turnieju uczniom poniżej siedemnastu lat?
- Takie było założenie. - odpowiedział uprzejmie Dumbledore. - Jednak, jak każdy, mogłem zrobić coś nie tak.
Carlos uniósł dłoń.
- Moim zdaniem - stwierdził. - odpowiedzialność za to zamieszanie absolutnie nie leży po stronie profesora Dumbledore'a.
Karkarow przekrzywił głowę.
- Taak? - zapytał z sarkazmem. - A po czyjej, panie ekspercie?
- Oczywiście tego chłopaka. -  wskazał ręką na Harry'ego, który natychmiast zaczął się bronić. 
- Nic nie zrobiłem! 
- Mimo tego - Carlos udawał, że nie słyszy - Nie widzę przeszkód, by Turniej Trójmagiczny odbył się zgodnie z planem.
- Jak to nie widzisz? Jak to nie widzisz? - wychodził z siebie Karkarow. - Przecież jedna szkoła będzie miała dwóch reprezentantów, to jest...
- Niesprawiedliwe, to chciałeś powiedzieć? - uniósł swoje jasne brwi. - Cóż, jeśli uważasz, że twój jeden uczeń jest gorszy od dwóch hogwartczyków... - pogładził swoją uczennicę po włosach. - Raquel na pewno da sobie radę. Do tego właśnie ją szkoliłem.
Ale Karkarow zdawał się tego nie słyszeć. Oczy mu się zapaliły, wyglądał jakby dostał gorączki.
- Żądam ponownego przemieszania kartek, aż każda szkoła będzie miała dwóch reprezentantów. To jedyne rozsądne wyjście.
- Nie ma mowy, Karkarow. - wtrącił Dumbledore. - Czara Ognia wygasła...i nie zapłonie aż do następnego turnieju.
- W którym Durmstrang na pewno nie weźmie udziału!
- Karkarow, to wyłącznie wina wina Pottera. - wtrącił jedwabiście Snape. - Już wcześniej wykazywał duże zdolności, jeśli chodzi o łamanie regulaminu. Nie zdziwiłbym się, gdyby i tym razem zapragnął wywieść wszystkich w pole.
- Nic nie zrobiłem! - zawołał Harry. Marzył po prostu o tym, żeby go ktoś wysłuchał. - Nie wiem, jak moje nazwisko znalazło się w Czarze, ja...
- Czara ognia to bardzo potężny obiekt magiczny! - zagrzmiał Moody. - Czwartoroczny uczeń nie dałby rady jej oszukać!
- Umiejętności nieraz wyprzedzają wiek. - mruknął Carlos. Przed oczami miał dziesięcioletnią dziewczynkę, która zmieniała się w białego lisa i zanosząc się radosnym szczekiem, latała po ogrodzie ("Mnie się nie uda? Chyba oszalałeś!").
Koniec końców ustalono, że Harry będzie musiał po prostu zrobić, co w jego mocy. Crouch pouczył wszystkich uczestników co do trzeciego zadania i każdy poszedł w swoją stronę.


****************


W Gryffindorze była ogromna balanga. Nikt nie chciał słuchać, że Harry się nie zgłosił, że tego nie chce...Nawet Katie mu gratulowała i nie przestawała się uśmiechać (choć przeczuwał, iż zachowuje się tak tylko z nadziei, że padnie trupem już przy pierwszym zadaniu).
Gdy w końcu udało mu się dopchać do dormitorium, zobaczył że Ron leży na swoim łóżku.
- Jak to zrobiłeś? - zapytał. 
Harry nie zrozumiał.
- Jak zrobiłem co?
- Jak wrzuciłeś kartkę do Czary tak, że nie wyrosła ci broda?
- Nie zrobiłem tego.
- No dobra, ale mnie mógłbyś powiedzieć. - Ron zachowywał się, jakby nie usłyszał ostatniego zdania. - Jak to zrobiłeś?
- Nie zrobiłem tego. - powtórzył z naciskiem. 
- No jasne. Idę spać. - Ron zasunął kotary łóżka.
Harry wpatrywał się w czerwony aksamit, skrywający jedną z tych dwóch osób, co do których był tak pewny, że mu uwierzą.