Nie
było wiwatów. Nie było oklasków. Był jedynie szok,
niedowierzanie, konsternacja. Ludzie gapili się na niego w
osłupieniu, a w całej sali rozbrzmiewał brzęk ich szeptów.
Siedząca niedaleko Katie szepnęła coś na ucho Katherine, która
pokiwała głową i obie zaczęły przypatrywać mu się z
niesmakiem.Osłupiały chłopak wstał i zaczął powoli iść w
kierunku sali, w której przedtem zniknęli Krum, Cedric i Raquel.
Starał się na nikogo nie patrzeć, chociaż czuł, że wszyscy się
na niego patrzą.
Krum
kulił się w kącie, Puchon przechadzał się w tę i wew tę,
podobnie jak dziewczyna, która odwróciła głowę, kiedy wszedł.
-
Co jest? - przez ten akcent ledwie ją rozumiał. - Czego oni od nas
chcą?
Najwidoczniej
myślała, że przyszedł do nich z jakąś wiadomością. Pozostali
chyba też tak myśleli, bo patrzyli na niego z minimalną dozą
zainteresowania.
-
Coś ty? Język połknął? - ponagliła, zerkając niezbyt
przychylme.
Harry
nie wiedział co powiedzieć. Nie potrafił znaleźć słów, by
opisać to, co rozegrało się przed chwilą. Tym bardziej że
bezpośredni sposób bycia Hiszpanki strasznie go onieśmielał.
Z
obowiązku tłumaczenia się wybawił go Bagman, który wpadł do
komnaty. Jego różowa chłopięca twarz lśniła od potu.
-
Może chociaż pan będzie normalnie gadał. - wyraziła nadzieję
Raquel, teraz dla odmiany w niego wpijając spojrzenie swoich
ciemnych oczu. Szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów rzekł:
-
Panowie, pani, pragnę wam przedstawić - choć zapewne może wam się
to wydać dziwne - czwartego uczestnika turnieju.
Nastąpiły
może dwie sekundy przerwy, a po nich rozbrzmiał perlisty śmiech
dziewczyny.
-
Ma pan - stwierdziła. - dosyć dziwne poczucie humoru, señor
Bagman.
-
Poczucie humoru? Ależ to nie jest żart! - zaprzeczył gwałtownie
mężczyzna. - Czara Ognia przed chwilą wyrzuciła jego nazwisko!
W
tym momencie wparował Crouch, Karkarow i cała reszta towarzystwa.
Dziewczyna natychmiast przyskoczyła do Carlosa i zarzuciła mu ręce
na szyję.
-
Wujku...znaczy się Director! - w jej głosie brzmiała wyraźna
skarga. - On mówi - wskazała na Bagmana. - Że on też ma być
reprezentantem! - pokazała palcem na Harry'ego. - A przecież miało
być tylko trzech, nie mówiłeś?
-
Nie denerwuj się, moja droga. - mężczyzna poklepał ją po
ramieniu. - Nie masz żadnych powodów do niepokoju. Nie widzę
możliwości, byś z powodu takiego niedopatrzenia miała nie
spróbować swoich sił w turnieju.
-
Niedopatrzenia? - oburzył się Karkarow. - Ty to nazywasz
niedopatrzeniem, Valoroso? I po to były te wszystkie narady,
ugody, zabezpieczenia, kompromisy?! Przecież to jest jawny spisek!
-
Osobiście nie dostrzegam tu żadnych oznak spisku. - odparł Carlos
z niezachwianym spokojem.
-
Nie? - w głosie Karkarowa zabrzmiała obleśna nuta obłudy. - Cóż,
chyba możemy ci zaufać pod tym względem, prawda? Co jak co, ale
pojęcie pojęcie spisku powinno być ci doskonale znane...
Na
kilka setnych sekundy Hiszpan zbladł.
-
Ale powiedz mi, Dumbledore - zwrócił się dyrektor Durmstrangu do
sędziwego czarodzieja. - Czy ta twoja sławetna "linia wieku"
o niezawodności której tak nas zapewniałeś, nie miała
przypadkiem uniemożliwić uczestnictwa w turnieju uczniom poniżej
siedemnastu lat?
-
Takie było założenie. - odpowiedział uprzejmie Dumbledore. -
Jednak, jak każdy, mogłem zrobić coś nie tak.
Carlos
uniósł dłoń.
-
Moim zdaniem - stwierdził. - odpowiedzialność za to zamieszanie
absolutnie nie leży po stronie profesora Dumbledore'a.
Karkarow
przekrzywił głowę.
-
Taak? - zapytał z sarkazmem. - A po czyjej, panie ekspercie?
-
Oczywiście tego chłopaka. - wskazał ręką na Harry'ego,
który natychmiast zaczął się bronić.
-
Nic nie zrobiłem!
-
Mimo tego - Carlos udawał, że nie słyszy - Nie widzę przeszkód,
by Turniej Trójmagiczny odbył się zgodnie z planem.
-
Jak to nie widzisz? Jak to nie widzisz? - wychodził z
siebie Karkarow. - Przecież jedna szkoła będzie miała dwóch
reprezentantów, to jest...
-
Niesprawiedliwe, to chciałeś powiedzieć? - uniósł swoje jasne
brwi. - Cóż, jeśli uważasz, że twój jeden uczeń jest gorszy od
dwóch hogwartczyków... - pogładził swoją uczennicę po włosach.
- Raquel na pewno da sobie radę. Do tego właśnie ją szkoliłem.
Ale
Karkarow zdawał się tego nie słyszeć. Oczy mu się zapaliły,
wyglądał jakby dostał gorączki.
-
Żądam ponownego przemieszania kartek, aż każda szkoła będzie
miała dwóch reprezentantów. To jedyne rozsądne wyjście.
-
Nie ma mowy, Karkarow. - wtrącił Dumbledore. - Czara Ognia
wygasła...i nie zapłonie aż do następnego turnieju.
-
W którym Durmstrang na pewno nie weźmie udziału!
-
Karkarow, to wyłącznie wina wina Pottera. - wtrącił jedwabiście
Snape. - Już wcześniej wykazywał duże zdolności, jeśli chodzi o
łamanie regulaminu. Nie zdziwiłbym się, gdyby i tym razem
zapragnął wywieść wszystkich w pole.
-
Nic nie zrobiłem! - zawołał Harry. Marzył po prostu o tym, żeby
go ktoś wysłuchał. - Nie wiem, jak moje nazwisko znalazło się w
Czarze, ja...
-
Czara ognia to bardzo potężny obiekt magiczny! - zagrzmiał Moody.
- Czwartoroczny uczeń nie dałby rady jej oszukać!
-
Umiejętności nieraz wyprzedzają wiek. - mruknął Carlos. Przed
oczami miał dziesięcioletnią dziewczynkę, która zmieniała się
w białego lisa i zanosząc się radosnym szczekiem, latała po
ogrodzie ("Mnie się nie uda? Chyba oszalałeś!").
Koniec
końców ustalono, że Harry będzie musiał po prostu zrobić, co w
jego mocy. Crouch pouczył wszystkich uczestników co do trzeciego
zadania i każdy poszedł w swoją stronę.
****************
W
Gryffindorze była ogromna balanga. Nikt nie chciał słuchać, że
Harry się nie zgłosił, że tego nie chce...Nawet Katie mu
gratulowała i nie przestawała się uśmiechać (choć przeczuwał,
iż zachowuje się tak tylko z nadziei, że padnie trupem już przy
pierwszym zadaniu).
Gdy
w końcu udało mu się dopchać do dormitorium, zobaczył że Ron
leży na swoim łóżku.
-
Jak to zrobiłeś? - zapytał.
Harry
nie zrozumiał.
-
Jak zrobiłem co?
-
Jak wrzuciłeś kartkę do Czary tak, że nie wyrosła ci broda?
-
Nie zrobiłem tego.
-
No dobra, ale mnie mógłbyś powiedzieć. - Ron zachowywał
się, jakby nie usłyszał ostatniego zdania. - Jak to zrobiłeś?
-
Nie zrobiłem tego. - powtórzył z naciskiem.
-
No jasne. Idę spać. - Ron zasunął kotary łóżka.
Harry
wpatrywał się w czerwony aksamit, skrywający jedną z tych dwóch
osób, co do których był tak pewny, że mu uwierzą.