Naprawdę, komentujcie!
Marta
**********************
Oczy wszystkich zwróciły się na Katherine, która zagryzła wargi i uparcie wpatrywała się w ścianę.
Jej siostra wyglądała, jakby trafił ją przysłowiowy szlag. Wytrzeszczyła oczy, szczęka jej opadła, a drobne krople potu pokryły całe czoło.
- Panno Black. - odezwała się w końcu profesor McGonagall - Czy to prawda?
- Myśli pani, że gdyby tak było, tobym się przyznała? - odparła prowokująco. Harry patrzył na nią. Stała tam, wyniosła i dumna, z twarzą z kamienia i rękami na piersi. Nie próbująca nawet zaprzeczyć, że przed chwilą ucinała sobie pogawędki z psychopatycznym mordercą. Na tej masce było jednak widać pewne rysy. Dało się zobaczyć niechęć i frustrację na pozornie spokojnej twarzy. Oraz złość i irytację. Tak, to na pewno.
- Zamknij się! Zamknij się, idiotko! - warknęła Katie, gdy odzyskała zdolność mówienia. Profesorka transmutacji nie zwróciła na to uwagi, a gdy przemówiła, głos miała zaskakująco łagodny.
- Dziewczyno, nie bądź głupiutka. Przecież tu chodzi o twoje bezpieczeństwo...
Harry nigdy wcześniej nie widział jej tak zbulwersowanej. Pobladła, na jej policzkach pojawiły się rumieńce, a oczy pojaśniały.
- "Bezpieczeństwo"? Bezpieczeństwo? A kim pani jest, żeby decydować, co jest dla mnie bezpieczne? Ja tak naprawdę nigdy nie będę bezpieczna, chyba że w grobie!
Profesor McGonagall zacisnęła usta w bardzo cienką linię.
- Panno Black, no jak ty się odzywasz? Masz u mnie szlaban!
- No i dobrze! Gwiżdżę na to! Szkoda, że Black jest już daleko stąd, bo inaczej po podrzynał by wam gardła!
- Zaraz, zaraz. - odezwała się arbitralnie Katie, jakby chcąc zapobiec dalszym kłótniom i bawiąc się w adwokata. - Black. No właśnie. Twierdzisz, że moja siostra z nim rozmawiała. To dość poważne oskarżenie. A o czym z nim rozmawiała według ciebie? - spytała Rona.
- Najpierw odchrząknęła, a potem, kiedy już na nią spojrzał, powiedziała: "No, no, ładne rzeczy. Nie wiem, w co ty pogrywasz,, ale mnie w to nie wciągaj". - odpowiedział natychmiast rudzielec.
Cisza była przejmująca. Rozległ się tylko trzask, gdy dłoń Katie wylądowała na woskowatym policzku Katherine. Później zagniewana dziewczyna potrząsnęła głową i ciskając oczami pioruny wyszła przez dziurę w portrecie.
Nikt nie próbował jej powstrzymać.
- "Bezpieczeństwo"? Bezpieczeństwo? A kim pani jest, żeby decydować, co jest dla mnie bezpieczne? Ja tak naprawdę nigdy nie będę bezpieczna, chyba że w grobie!
Profesor McGonagall zacisnęła usta w bardzo cienką linię.
- Panno Black, no jak ty się odzywasz? Masz u mnie szlaban!
- No i dobrze! Gwiżdżę na to! Szkoda, że Black jest już daleko stąd, bo inaczej po podrzynał by wam gardła!
- Zaraz, zaraz. - odezwała się arbitralnie Katie, jakby chcąc zapobiec dalszym kłótniom i bawiąc się w adwokata. - Black. No właśnie. Twierdzisz, że moja siostra z nim rozmawiała. To dość poważne oskarżenie. A o czym z nim rozmawiała według ciebie? - spytała Rona.
- Najpierw odchrząknęła, a potem, kiedy już na nią spojrzał, powiedziała: "No, no, ładne rzeczy. Nie wiem, w co ty pogrywasz,, ale mnie w to nie wciągaj". - odpowiedział natychmiast rudzielec.
Cisza była przejmująca. Rozległ się tylko trzask, gdy dłoń Katie wylądowała na woskowatym policzku Katherine. Później zagniewana dziewczyna potrząsnęła głową i ciskając oczami pioruny wyszła przez dziurę w portrecie.
Nikt nie próbował jej powstrzymać.
************************
Gdy pewnego wieczoru Harry wracał z wizyty u Hagrida, usłyszał czyjeś kroki i trzask łamanych gałązek.
- Kto tu jest? - zapytał, wyjmując różdżkę spod peleryny.
Żadnej odpowiedzi.
- Expeliarmus!
- Ej!
Natychmiast rozpoznał ten intonowany głos. Usłyszał odgłos różdżki upadającej na ściółkę.
- Myślisz, że jak się ukrywasz pod pelerynką, to się nie skapnę, że mnie szpiegujesz?
- Wcale cię nie szpieguję. - obruszył się Harry. - Masz manię prześladowczą?
- Każdy jest w jakiś sposób szalony. - odparła Katie. - A ja mam święte prawo mieć manię prześladowczą po tym, co przeszłam.
- A cóż takiego przeszłaś? - Harry ściągnął pelerynę i uniósł brwi.
- Moja sprawa! - warknęła.
- Co tu robisz?
- Widzisz, znowu zaczynasz.
- Powiesz mi czy nie?
- To samo co ty. - stwierdziła. - Byłam odwiedzić Hagrida.
- Po co?
- Żeby pocieszyć Dziobka. Markotnieje ostatnio.
- Nie wierzę ci za grosz.
- No i dobrze, możesz nie wierzyć.
- Wredna z ciebie dziewczyna.
- Dzięki za komplement.
Harry odwrócił się i odszedł, nakładając pelerynę-niewidkę. Gdy obejrzał się ostatni raz, zobaczył jak jej duże oczy, odbijające światło księżyca przepatrują rozmaite krzaki, a wargi układają się w słowo: tato.