czwartek, 19 marca 2015

Rozdział 31

Harry obudził się. Pan Weasley szarpał go mocno za ramię. Był już ubrany: rzeczy miał naciągnięte na piżamę. Wyglądał na bardzo spiętego.
- Ubierajcie się i wyłaźcie, szybko! - zakomenderował. Harry pospiesznie wciągnął dżinsy, zastanawiając się jednocześnie, o co w tym wszystkim chodzi.
Wyglądało na to, że doszło do jakichś zamieszek: słychać było bowiem wrzaski i tupot nóg.
Gdy wyszli z namiotu, zobaczyli widok zgoła groteskowy: grupę czarodziejów w maskach,utrzymujących w powietrzu rodzinę pana Robertsa, jak lalkarze jakiegoś chorego teatrzyku. 
Katherine gapiła się na to wszystko z szeroko otwartymi ustami. W jej wybałuszonych bladych oczach widać było mieszaninę szoku i strachu. Mocno trzymała przerażoną Katie za rękę.
Amy rozglądała się wokół nieprzytomnie, nawołując imiona swoich dzieci. Julie nie było widać.
Gdy byli już w lesie, natknęli się na bardzo zadowolonego Malfoya. 
- Na twoim miejscu trzymałbym nisko ten rozczochrany łeb, Granger. - powiedział tym cichym, przeciągającym sylaby głosem. - Chyba, że chcesz pokazać wszystkim swoje gacie...
- A ja na twoim miejscu trzymałabym nogi razem, kuzynku. - warknęła Katherine, mrużąc oczy ze wstrętem. - Chyba,że chcesz pokazać swojemu ojcu - machnęła ręką w stronę kempingu. - Jak bawisz się w kameleona.
Malfoy zmrużył oczy. Widać nadal nie zapomniał powitania, jakie zgotowały mu bliźniaczki w ubiegłym roku.
- Uważaj na słowa, Black. Takich zaplugawionych zdrajczyń krwi jak ty i twoja siostra pewnie też nie oszczędzą...
- To świetnie, bo akurat założyłam nowe stringi. - powiedziała Katie z nieco drapieżnym uśmieszkiem. - I nie mogę się wprost doczekać, żeby się nimi pochwalić...Laundaun będzie wniebowzięty.
Malfoy już otwierał usta, by się odciąć, kiedy Katherine mocniej ścisnęła nadgarstek siostry.
- Och, chodźmy stąd. - mruknęła, patrząc na jasnowłosego Ślizgona z odrazą. Poszli dalej w ciemny las. W którymś momencie minęła ich Mrużka, mamrocząca coś i człapiąca, jakby była pijana.
- A tej co się stało? - zapytała Katherine, odprowadzając skrzatkę zdumionym wzrokiem.
- Pewnie nie zapytała swojego pana, czy może iść. - odparł Harry, mimowolnie przypominając sobie reakcje Zgredka gdy okazywał jakieś nieposłuszeństwo 
- Swoją drogą ten Crouch jest jakiś dziwny. - myślała na głos. - Widzieliście, jak mama na niego reaguje?
- Jakby totalnie jej odbiło. - przyznała Katie. - A zwłaszcza wtedy, gdy powiedział "My się już znamy, nieprawdaż?". Wylała mu herbatę na spodnie...I jeszcze to, co mówiła po cichu...słyszałam "hijoputa" i "rotocafe"....o co tu chodzi?
- Nie powiemy wam, co znaczą te wyrazy. - uzupełniła Katherine. - Dość wam wiedzieć, że znaczą mniej więcej to samo i są najobrzydliwszym rzeczownikiem, jakim można określić faceta.
Rozmawialiby pewnie jeszcze dłużej w podobny sposób, gdyby nie fakt, że zobaczyli, że ktoś ku nim idzie.
- Kto tu jest? - zapytała ostro Katherine, wyciągając różdżkę.
W ramach odzewu usłyszeli coś, co nie było ani odpowiedzią, ani okrzykiem przerażenia czy strachu, ale brzmiało jak zaklęcie:
- MORSMORDE!
Coś dużego, zielonego i błyszczącego pomknęło ku szczytom drzew i zawisło w powietrzu.
Katherine wrzasnęła cicho. Na niebie znajdowała się czaszka, spomiędzy której rozwartych szczęk wychylał się wąż. Harry widział jej odbicia w wielkich, bladych oczach dziewczyny. Łykała szybko ślinę, miała przyspieszony oddech. Opuściła różdżkę.
- Orzesz ty.... - powiedziała cicho. 
- Znak Sami-Wiecie-Kogo... - szepnęła ze strachem Katie.
- Voldemorta? - upewnił się Harry, nie mogąc się powstrzymać.
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie. 
- Siedź cicho, okularniku! - syknęła.
W tym samym momencie rozległy się trzaski Nie mając lepszych opcji, padli na trawę. 
Harry poczuł, jak powietrze  mierzwi mu włosy. Podniósł głowę i zobaczył, że otacza ich ponad dwudziestu czarodziejów. Każdy miał wyciągniętą różdżkę.
- Stop! Stop! - rozległ się głos pana Weasleya. - Przerwać! To mój syn! 
Harry podniósł głowę. Stojący przed nim czarodziej opuścił różdżkę.
Obok pana Weasleya stała Julie, ale wzrok miala dziwnie pusty, jakby poza zieloną czaszką nic już nie widziała. Na jej poszarzałej twarzy malował się wyraz strachu.
- Które z was to zrobiło? - spytał ostro pan Crouch, patrząc na Harry'ego, Rona, Hermionę i bliźniaczki. Odpowiedziała mu Katherine. Głos miała dziwnie piskliwy.
- My...skąd...my...nic...
- Nie łżyj, młoda damo! Masz taki rodowód, że spokojnie byłoby cię na to stać!
Katherine wybałuszyła oczy. Spojrzała na matkę. Julie wpatrywała się w Croucha szeroko otwartymi oczami, w których widać było nienawiść i ból. Szczęki miała zaciśnięte, wargi jej drżały.
- My nie zrobiliśmy nic! - uzupełniła Katie, również nieco wyższym głosem. - Staliśmy po prostu i rozmawialiśmy, kiedy nagle usłyszeliśmy jakiś głos, który stał i krzyczał....to znaczy....
-  Słyszeliśmy głos tego, kto wyczarował Mroczny Znak. - wytłumaczyła Hermiona. - To było gdzieś stamtąd...
Czarodzieje zwrócili się we wskazywanym przez nią kierunku i jak jeden mąż wyciagnęli różdżki. Pan Diggory wszedł w krzaki by zweryfikować, czy nie trafili przestępcy.
- A niech mnie! - dało się   słyszeć jego głos. 
- Znalazłeś kogoś? - zapytał Crouch z jawnym  niedowierzaniem. 
Nawet nie drgnął, kiedy pan Amos złożył mu jego skrzatkę u stóp. Czarodziieje z ministerstwa wlepiali w niego oczy.
- To...nie może...być... - powiedział. - Nie...
(...)
Mrużka otworzyła oczy. Spostrzegła stopę pana Diggory'ego, później jego brodatą twarz, a na koniec Mroczny Znak na niebie. Zaczęła żarliwie szlochać. 
- Skrzacie! - powiedział bezlitośnie Pan Diggory. - Całkiem niedawno wyczarowano tu Mroczny Znak! A w chwilę później znaleziono cię tuż pod nim, z różdżką! Jak to wyjaśnisz?
- Ja...ja tego nie zrobiła, sir! - powiedziała z przerażeniem. - Ja nie wie, jak! Ja tego nie zrobiła, ja nie wie jak
- To moja różdżka! - powiedział nagle Harry.
Wszyscy wlepili w niego oczy. 
- Że co?
(...)
- Czyżbyś próbował powiedzieć, Amosie. - powiedxiał pan Crouch. - Że mam zwyczaj pokazywać moim sługom, jak wyczarować Mroczny Znak?
- Nie, skąd, ja...
- Czy w swoim długim życiu niedostatecznie udowodniłem, jak głęboko gardzę czarną magią i tymi, którzy ją uprawiają? Czy w kulminacyjnym okresie jej potęgi nie próbowałem jej zwalczać na wszelkie możliwe sposoby?
Julie wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Była blada jak ściana, zgrzytała zębami, a rękę zaciskała bezwiednie na rączce różdżki. Jakby te słowa pozbawiły ją instynktów. 
Jakby chciała kogoś zamordować.            

8 komentarzy:

  1. Rozdział długi i cudowny!
    Ja na serio podziwiam Julie. Na jej miejscu już dawno bym rozszarpała tego Croucha. "Nie łżyj, młoda damo! Masz taki rodowód, że spokojnie byłoby cię na to stać!" Nie no po prostu zabić go to mało. Powiedział to i to w obecności Julie. Nie mam nawet żadnego sensownego pomysłu na odpowiednie tortury dla niego.
    Szczerze to ja nigdy nie rozumiałam tego Craucha. Walczy ze śmierciożercami, a sam zachowuje się jak jeden z nich - jest bezwzględny i okrutny w dążeniu do swoich celów, a u Ciebie oskarża Kattherine o wyczarowanie mrocznego znaku tylko dlatego, że uważa jej ojca za mordercę!
    Ale koniec O tym palancie.
    To jak Katie przytemperowała Malfoya... No bezbłędne.
    Dobra. Nie zanudzam cię dłużej. Pisz szybciutko nowy rozdział bo umrę z ciekawości co dalej. Niby znam zakończenie "Czary Ognia", ale nie mogę się doczekać jak ty to rozwiniesz.
    Pozdrawiam Cię serdecznie.
    Dorcas

    OdpowiedzUsuń
  2. Ps. Nie wiem czemu nie możesz otworzyć mojego bloga. Wszyscy otwierają normalnie. Może spróbuj jeszcze raz :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Znów to samo! :(

    Co to ja miałam jeszcze...a, tak...

    D.O.R.C.A.S. Możesz mi łaskawie wyjaśnić, czemu na twoim blogu lofcia Syriusza przybiera formę akurat lisa polarnego? Wiesz, że cię lubię, ale NIE ZNOSZĘ naruszania praw autorskich. Jak już tak koniecznie chcesz ściągać, to trzeba było przynajmniej zapytać mnie o zdanie!

    Żartuję. I tak bym się nie zgodziła.

    Przepraszam, jeśli zabrzmiałam trochę nieuprzejmie, ale sama rozumiesz, że miałam prawo troszkę się zbulwersować:) Mam nadzieję, że sprawa się wyjaśni

    ~Marlena

    A Crouchowi nie chodziło tylko o Syriusza. To prawda, że wiedział, iż Katherine jest jego córką (na tej herbatce podsłuchał, jak dziewczyna zwraca się do Julie per "mamo", a przecież osobiście przysłał zawiadomienie o aresztowaniu; w czarodziejskim świecie na pewno jest takie coś), ale nieraz przesłuchiwał Ms. Black w sprawie...

    AAGH! Nie spojlerować! Nie spojlerować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak szczerze to pomysł na zrobienie z mojej bohaterki akurat lisa polarnego wpadł mi do głowy gdy razem z siostrą oglądałam film o biegunie polarnym. Jak zobaczyłam te słodkie lisy polarne uznałam, że to idealne zwierze w jakie mogłaby się zmieniać Dor. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że u Ciebie ukochana Syriusza też zmienia się w lisa polarnego.
      Więc choć rzeczywiście to może wyglądać jakbym ściągnęła to od Ciebie to na pomysł ten wpadłam sama.
      W każdym jednak razie przepraszam. Powinnam się zorientować, że nasze bohaterki zmieniają się w to samo zwierzę.
      Mam nadzieję, że teraz wszystko Ci wyjaśniałam.

      Usuń
    2. Uff, kamień z serca;)

      PS, obejrzyj sobie "Korespondencję". Ciekawiło cię jak Syriusz i Julie razem się ukrywali, więc serdecznie zapraszam;)

      Usuń
  4. Świetny rozdział! Tekst Katie do Malfoya...lepiej bym tego nie wymyśliła :)
    A tego Croucha nie cierpie...bym go wytorturowała za wszystkie czasy hahah
    Czekam na kolejne notki :) Życzę weny
    Pozdrawiam Rose :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Twój blog jest świetny :)
    Wspaniały pomysł na wprowadzenie sióstr i Julie, jeszcze te teksy :D
    Crouch, nigdy go nie lubiłam, taki dziwny się na początku wydawał...
    Pozostaje mi życzyć potopu weny :)
    Aria

    OdpowiedzUsuń

Akwizytorom dziękujemy