środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 21


Harry jeszcze nigdy nie uczestniczył w tak dziwnym pochodzie. Na przedzie kroczył Krzywołap, z uniesionym dumnie rudym ogonem. Zaraz za nim szybował nieprzytomny Snape, kierowany za pomocą własnej różdżki, którą niósł Syriusz. Zawadzał dosłownie o wszystko, ale Syriusz nie robił absolutnie nic, aby temu zapobiec. Harry szedł tuż obok, a za nimi podążała jak cień Julie, która najwyraźniej wzięła sobie za punkt honoru, by nie oddalać się od męża na więcej niż pięć metrów. Pochłaniała go wygłodniałym wzrokiem i ani na chwilę nie przestawała się uśmiechać. Idący za nią Lupin, Pettigrew i Ron, skuci ze sobą ciężkimi kajdankami, mieli o wiele poważniejsze. Katherine, na spółkę z Hermioną targająca niezdolną do wykonania ruchu Benitę, wbijała wzrok we własne buty i konsekwentnie unikała spojrzenia ojca. Zaciskała usta i wyglądała na porządnie speszoną i zawstydzoną.
Za nią podążali żwawym krokiem Katie i Aaron, całkowicie pochłonięci lekką konwersacją. Chłopak wyglądał na szczęśliwego jak nigdy, ale od czasu do czasu patrzył groźnie na Benitę i wsadzał rękę do kieszeni, jakby chciał pokazać, że w każdej chwili może wydobyć różdżkę i zrobić z niej użytek.
-Wiesz, co to oznacza? - powiedział nagle Syriusz do Harry'ego. - Zdemaskowanie Petera Pettigrew?
- Wiem. Jesteś wolny.
- Tak...ale jestem też...nie wiem, czy ktoś ci powiedział...jestem twoim ojcem chrzestnym.
- Tak, wiem o tym.
-  Twoi rodzice wyznaczyli mnie twoim opiekunem ...na wypadek, gdyby coś im się stało. Mnie i Julie, jeśli o ścisłość chodzi. - ciągnął oschle Syriusz. - Oczywiście zrozumiem, jeśli będziesz wolał zostać u ciotki i wuja...ale gdybyś zechciał mieć drugi dom...
- Co?! Zamieszkać u ciebie? - zapytał Harry, czując jak krew krąży w nim szybciej.
- Nie ma sprawy, przypuszczałem, ze nie będziesz chciał.- powiedział szybko Syriusz. - Pomyślałem tylko, że może...
- Żartujesz? Naturalnie, że chcę opuścić dom Dursleyów! Masz jakiś dom? Kiedy mogę się przenieść?
- Chcesz? Naprawdę?
- No pewnie!
Wtedy Syriusz po raz pierwszy naprawdę się uśmiechnął. Przemiana była uderzająca - jakby zza jakiejś zgorzkniałej maski wyjrzała osoba o dziesięć lat młodsza. Wyglądał na tak szczęśliwego, jak na ślubie Potterów - gdy był wolny, jego przyjaciel żył, a żona była gotowa zrobić dla niego wszystko.
No, to ostatnie akurat było nadal aktualne.
- Słyszałaś, kochanie? - zapytał, oglądając się do tyłu.
- Słyszałam, słyszałam. - odpowiedziała, podchodząc do nich. - Ale chodź tu do mnie jeszcze. Musimy nadrobić zaległości. Mamy ich sporo, a ja raczej prędko nie będę miała dość.
- Na to właśnie liczę. 
Przytulili się do siebie. Snape z całej siły uderzył o coś czołem, ale żadne z nich się tym nie przejęło.
- Em...tato...
Ich namiętny pocałunek (a właściwie całą serię) przerwało chrząknięcie Katherine. Spoglądała na Syriusza niepewnie, a jej skóra miała lekko różowy odcień.
- No, co?
- Ja....ja chciałam cię przeprosić. Za to, że ci nie wierzyłam, że powiedziałam, że ta tragedia Katie to twoja wina i w ogóle za wszystko, co powiedziałam. Bo chyba każde moje skierowane do ciebie słowo było przekręceniem wbitego w serce sztyletu, co?
- Trudno mi zaprzeczyć. - przyznał poważnie Syriusz. Zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Przepraszam. Teraz już wiem, że po prostu cię potrzebowałam...i nie chciałam się do tego przyznać przed samą sobą. Wiem już, że ty niczego nie chciałeś i że...że nie zrobiłeś nic celowo.
- Musiałbym być szaleńcem, żeby dać się celowo zamknąć do Azkabanu. - powiedział cicho. - Ale dobra, nie mówmy już o tym.
 - Potrzebuję trochę czasu...no wiesz...ale mam nadzieję, że nie będziesz dla mnie zbyt wredny po tych wszystkich odzywkach i tego typu rzeczach.
- Ja? Wredny? Dla ciebie? - powtórzył. - Chyba żartujesz. Córeczko, przecież wiem, jak musiało ci być ciężko. A dam ci tyle czasu, ile zażądasz...kochanie. 
Uśmiechnęła się niepewnie ale Harry był pewien, że ta rozmowa nie przychodzi jej łatwo.
- Ej... - odezwała się po chwili milczenia. - Mówiłeś, że ukrywałeś się w Zakazanym Lesie...
- Bo to prawda.
- Czekaj... - powiedziała zdumionym tonem, wybałuszając swoje blade oczy, jakby zobaczyła żyrafę w getrach. - To ty mnie wtedy uratowałeś!
- Tak, ja. - potwierdził, odwracając wzrok.
- Eee... - teraz jej twarz miała kolor dojrzałych wiśni. - Dzięki...
Harry nie miał pojęcia, o czym mówi Katherine. Postanowił już wkrótce o to zapytać.
(...)
Chmura minęła księżyc. Całą grupę skąpało blade światło 
Lupin wytrzeszczył oczy, które nagle nabiegły krwią. Na twarzy i rękach zaczęły mu wyrastać włosy. Głowa wydłużyła się w pysk, palce zakrzywiły się w pazury...aż w końcu stanął przed nimi monstrualny wilk.
Nie był to jednak koniec kłopotów. Akurat przestało działać zaklęcie unieruchamiające i Benita wysunęła się z omdlewających z wysiłku ramion Katherine. Popatrzyła wielkimi oczami na księżyc, na czoło wystąpiły jej kropelki potu...
I już po chwili wilki były dwa. Nocne powietrze rozdarło mrożące krew w żyłach wycie...
- Julie! - wrzasnął Syriusz do żony, popychając Harry'ego do tyłu.. - Bierz dziewczynki i pozostałych i UCIEKAJCIE! Idź z nimi do zamku...ja przytrzymam Remusa i Benitę!
Zmienił się w wielkiego czarnego psa i rzucił na Lupina. Tymczasem Benita przyczaiła się i wyglądała, jakby miała ochotę zatopić kły w jego szyi...
Harry patrzył, jak Julie cofa się, jej twarz była sina z przerażenia...
Ale zaraz potem strach zastąpiła determinacja. Najwyraźniej nie miała zamiaru dostosować się do życzeń Syriusza. Skoczyła do przodu, w locie przemieniła się w lisa i włączyła się do walki ze złowrogim warknięciem. 
(...(
Syriusz przemienił się z powrotem w człowieka. Czołgał się na kolanach, trzymając się za głowę.
- Nie...- jęczał. - Niee...błagam...
Przez jezioro sunęło ku nim około setki dementorów. Julie starała się wyczarować patronusa, ale paskudna rana na ramieniu oraz pogruchotane palce prawej ręki skutecznie jej to uniemożliwiały.
Natomiast Katie nie zawahała się ani chwili.
- Expecto patronum!
Z jej różdżki wystrzeliło coś wielkiego. Dopiero teraz Harry zobaczył, co to. Pies. Olbrzymi pies popędził ku hordzie dementorów. Kilku z nich się rozstąpiło, ale to było wciąż za mało... 

3 komentarze:

  1. BENITA WILKOŁAKIEM! No tego to się nie spodziewałam! Mam nadzieję, że Julie nic nie będzie. Rozdział super :). Ciekawe co dalej. Weny ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń
  2. To, że Benita jest wredna to wiem z poprzedniego rozdziału, ale wilkołak?! Tego się nie spodziewałam. Cieszę się z nowego podejścia Katherine. Ciekawa jestem przed czym Syriusz ją uratował. W każdym razie rozdział super. Czekam na kolejny i weny życzę ~Tini

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tini, możesz nie uwierzyć, ale sama udzieliłaś sobie odpowiedzi na to pytanie! Nowy rozdział już jutro. CU~M

      Usuń

Akwizytorom dziękujemy