środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 20

Dzisiejsza notka będzie MEEGA długa i w ogóle wszystko się wyjaśni.Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale moje życie było ostatnio pełne burz hormonów i zawirowań emocjonalnych. Enjoy!

Black utkwił w nim spojrzenie. Kontrast był porażający - zapadnięte, przepastne, płonące niewyczerpanym ogniem oczy przewiercały na wylot piwne, okalane gęstymi rzęsami tęczówki, co jakiś czas zezujące łobuzersko na Katie, która kuliła się pod ścianą z paskudnie zaczerwienionymi policzkami, dygotała na całym ciele i wyglądała, jakby chciała umrzeć.
- Nie wiem od czego zacząć. - powiedział w końcu tym ochrypłym, najwyraźniej od dawna nieużywanym głosem.
- Może od tego, czy te historyjki o szczurze zamieniającym się w człowieka albo odwrotnie to nie bełkot szaleńca, któremu od bliskiej obecności demontatorów odbiło. - podpowiedział, uśmiechając się przyjaźnie.
- O, zapewniam cię, że nie.- zaświadczył bardzo pewnym tonem Black i wyciągnął rękę w kierunku Rona. - Zaraz zobaczysz. Chłopcze, daj mi Petera. No już.
Chłopak tylko przycisnął Parszywka jeszcze mocniej do piersi.
- Odwal się. - mruknął. - Chcesz mi powiedzieć, że uciekłeś z Azkabanu tylko po to, żeby dorwać Parszywka? To znaczy... - spojrzał na Harry'ego i Hermionę, szukając w nich oparcia (Katie wciąż zakrywała oczy palcami, a Katherine skrzyżowała ręce na piersi i uparcie wlepiała oczy w ścianę, jakby chciała powiedzieć: "Mnie w to nie mieszajcie, umywam ręce, ja nie mam z tym nic wspólnego."). - No dobra...załóżmy, że ten Pettigrew mógł się zamienić w szczura...skąd on wiedział, którego szukać, skoro tyle lat był zamknięty?
Black wyjął zza pazuchy zeszłorocznego "Proroka" i opowiedział im o swojej współpracy z Krzywołapem. Nie zdążył jednak powiedzieć nic więcej, bo na dole usłyszeli jakiś hałas. Najpierw ciężkie kroki, a potem niski głos, który mógł należeć tylko do Benity, siostry Julie:
- Oj, tak, można się było tego po nim spodziewać. Nic się nie zmienił, nic. Wtedy kłamca i szarlatan i teraz kłamca i szarlatan, może być już tylko gorszy. Znowu ją zbałamuci, wykorzysta, oszuka...a skoro urodziła mu dzieciaki, to będzie mógł krzewić swoją tradycję zdradzania, okrucieństwa i niewdzięczności. Już teraz widać, że wdały się w tatusia...już teraz widać, że to małe dziwki...
Katie zerwała się na równe nogi. Drżała, zgrzytała zębami, a wyraz jej twarzy...nie potrafię tego dosadnie opisać, ale mam tu gdzieś odpowiedni obrazek.

Zacisnęła rękę na rączce różdżki i pobiegła ku schodom. Black z Aaronem chwycili ją za ramiona i zaczęli odciągać z powrotem pod ścianę.
- Co ty wyprawiasz?! - zawołał chłopak, wytrzeszczając na nią swoje brązowe oczy.
- Chcę ją zabić! - wrzasnęła dziko, wciąż usiłując się wyrwać. 
- Nie twierdzę, że to zły pomysł. - odparł trzeźwo jej ojciec. - Ale zastanów się, co mówisz. To mistrzyni sztuk czarnomagicznych. Nie pamiętasz, co było ostatnim razem?
Wyglądało na to, że ten argument podziałał. Pozwoliła odwlec się na miejsce i nie stawiała oporu, gdy posadzili ją pod ścianą obok siostry, której trzęsły się kolana i wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać.
A potem Black zrobił ostatnią rzecz, jakiej Harry się po nim spodziewał.
Ukląkł przy Katie i przytulił ją. Wybuchnęła płaczem, mocząc mu obficie rękaw szaty.
- No już... - szepnął miękko. - Już, cichutko...Jestem tutaj, będzie dobrze. Tylko nie daj się jej sprowokować i sama jej nie prowokuj. Zostaw to mnie. Dobrze?
Skinęła głową, ale nie przestawała drżeć i szlochać. Black puścił ją, wstał i spojrzał na drzwi.
Wszyscy usłyszeli ciężkie kroki na schodach. I trzy głębokie oddechy...
Julie uniosła głowę. Twarz miała białą jak ściana. Jej ręka zacisnęła się na czymś, co bez wątpienia było ukrytą w kieszeni różdżką.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i stanęła w nich Benita Sequntioni. 
Była ona tak niepodobna do Julie, że gdyby Harry nie wiedział, że są siostrami, nigdy by się tego nie domyślił. Średniego wzrostu tęga kobieta o ciemnej karnacji, ciemnych, płonących nienawiścią oczach i gładkich, upiętych kruczoczarnych włosach. Jej krzaczaste brwi były trwale zakrzywione, co pogłębiło się jeszcze, gdy zerknęła na Blacka.
- Widzę, że sporo mnie ominęło. - powiedziała ironicznie, rozglądając się i zatrzymując wzrok na nieprzytomnym Snapie i złamanej nodze Rona. W końcu zerknęła na Katie, która trzęsła się, jakby dostała malarii i była zdecydowana patrzeć wszędzie, tylko nie na nią.
- Jak się czujesz? - zapytała kobieta.
Głos drżał dziewczynie w sposób niekontrolowany, gdy zerkała na nią przez palce. 
- Jak śmiesz pytać mnie, jak się czuję, po tym wszystkim, ty...
- Jesteś taka sama, jak ojciec. - warknęła, podchodząc do niej z wyciągniętą różdżką. - Ani krzty wdzięczności i w ogóle jakiegokolwiek szacunku. Ale trudno, masz geny jakie masz i nic się na to nie poradzi. A teraz idziemy. - zerknęła w kierunku przyczajonej na łóżku siostry. - Ty też, Julietta.
Julie zerwała się na równe nogi i wycelowała różdżkę w jej grubą szyję.
- Nie mów do mnie Julietta. - warknęła. - I nie, nigdzie nie idziemy. Co najwyżej ty, tego ci nie bronię.
- Ach, prawda, zapomniałam, że jest tutaj twój ukochany pan morderca. - powiedziała, patrząc z nienawiścią na Blacka. - Ten, za którym wyłaś bez przerwy dniami i nocami przez dwanaście lat. Naprawdę, jak można być tak bardzo zależną, bezwartościową i pozbawioną godności, żeby...
- COŚ TY POWIEDZIAŁA?! - ryknął Black i chciał na nią ruszyć, ale Julie siłą przytrzymała go na miejscu.
- Nie warto, kochanie. - mruknęła. Benita wytrzeszczyła oczy.
- I jeszcze mówisz do niego „kochanie”?! Po tym, jak chciał cię zabić, a potem doprowadził do myśli samobójczych?!
Black rzucił żonie przelotne spojrzenie. Potrząsnęła głową. Usiadła koło niego i dotknęła jego szponiastej ręki.
- Później ci wyjaśnię. – szepnęła poprzez plątaninę jego brudnych włosów.
Benita popatrzyła na nich – na ich splecione dłonie, na pełne wzajemnego zrozumienia spojrzenie, na to, jak oczy Blacka migotały nieznanym blaskiem, a na jego twarzy maluje się coś w rodzaju uwielbienia…
Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się, co wyglądało raczej jak obnażenie zębów.
- No już, ucałuj go na pożegnanie. – powiedziała ironicznie. – Następnym razem zrobią to dementorzy.
Katherine wystąpiła do przodu z uniesioną różdżką.
- O, nie. – powiedziała spokojnie. – Ja nie pozwolę. („Katherine, odsuń się! – można było odczytać z ruchu warg Blacka.)
Benita tylko uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Ty mi nie pozwolisz? – prychnęła, podśmiewając się. – Już zapomniałaś, co było zaledwie dwa lata temu?
Katie znowu dostała ataku płaczu i drgawek. Jej czarna bluzka przesiąkła potem.  Aaron starał się ją uspokoić, ale bez najmniejszego rezultatu.
Benita obserwowała to wszystko z okrutnym uśmiechem przylepionym do gęby.
- Jak bardzo jesteś podobna do matki. – powiedziała cicho, z naciskiem. – W mniejszym stopniu, niż do ojca, ale zawsze. Bo oczywiście, najlepiej siąść w kącie i ryczeć, jak bóbr, zamiast stawić czoła swoim problemom. Ale cóż, bycie pozbawioną godności zdzirą, która nie jest w stanie przetrwać bez mężczyzny jest chyba rodzinne…
Beznamiętny głos:
- Crucio.
Stanęła jak wryta, wytrzeszczając swoje okrutne ciemne oczy. A potem zbiło ją z nóg. Zaczęła wrzeszczeć, położyła się na plecach i zaczęła podrygiwać i wierzgać, jakby poddawano ją elektrowstrząsom.
- Wystarczy! – wrzasnęła piskliwym głosem Hermiona, która od dłuższego czasu nie odezwała się ani słowem.
Aaron miał twarz kompletnie nieporuszoną, ale chude palce wciąż zaciskał na różdżce i nie było wątpliwości, że to on rzucił zaklęcie.
- Jak przeprosi, to przestanę. – powiedział spokojnie.
- Przestań TERAZ! – wrzasnęła Julie, wpatrując się z przerażeniem w wykrzywioną bólem twarz siostry. Była blada jak ściana, a jej czoło znaczyły krople potu.
Aaron westchnął.
- No dobrze…ale najpierw…
Wycelował różdżką w gardło Benity, mruknął „Silencio!” i umilkły jej wrzaski. Otwierała i zamykała usta, wierzgała i wytrzeszczała oczy, ale nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Potem wymruczał jeszcze przeciwzaklęcie i przestała się w ogóle ruszać. Rozglądała się tylko nieprzytomnie, wlepiając oczy w Aarona.
- Żeby tylko mi się to nie powtórzyło. – powiedział surowo, celując w nią końcem różdżki, zanim schował ją do kieszeni.
Katherine gapiła się na Aarona. Blade tęczówki pełne były mieszanki szoku i strachu.
- Chryste. – powiedziała zduszonym głosem. – Gdzie ty u diabła się tego nauczyłeś?
Uśmiechnął się do niej mrocznie.
- Niech to pozostanie moją słodką tajemnicą.
Katie już się nie trzęsła ani nie płakała. Jedynie policzki połyskiwały jej jeszcze od świeżych łez.
- Matko. – powiedziała z lekkim uśmieszkiem. – Chyba jednak będę musiała się z tobą umówić na tę randkę. Skoro jesteś w stanie wywierać na mnie takie środki nacisku…
- Co?! – wydawał się dogłębnie poruszony faktem, że coś takiego mogło jej w ogóle przyjść do głowy. – Przecież ja NIGDY bym cię…jak mogłaś tak pomyśleć!
- Młody człowieku. – wycedziła przez zęby Julie, uwalniając Katie od odpowiedzi na to pytanie. – Czy ty zdajesz sobie sprawę, że zaklęcie, którego dopiero co użyłeś, jest nielegalne?
- A czy pani zdaje sobie sprawę – zapytał głośno, patrząc jej w oczy. – że siedzenie tutaj i migdalenie się ze zbiegłym z więzienia skazańcem jest nielegalne?
Na to nie było już odpowiedzi.
- Wystarczy! – krzyknęła Hermiona. Była blada jak trup. – Czemu torturowałeś tę kobietę? A wy dwie – spojrzała na bliźniaczki. – Czemu go nie powstrzymałyście? I jeszcze się szczerzyłyście?
Faktycznie – gdy Benita wiła się z bólu, usta obu dziewczyn wykrzywiał okrutny, pełen mściwego triumfu uśmiech.
Katherine zazgrzytała zębami. Wyglądała, jakby straciła resztki cierpliwości.
- Czy ty masz w ogóle pojęcie, czemu mogłyśmy przyjść do szkoły dopiero teraz? – zapytała. – Otóż wyobraź sobie, że ta stara wiedźma – łypnęła na leżącą na podłodze Benitę, a w jej bladych oczach czaiła się żądza mordu. – a siostra naszej kochanej matki opiekowała się nami, gdy mama była w tak złym stanie, że nie mogła na nas patrzeć, bo przypominałyśmy jej ojca. W rezultacie wyglądało to tak, że nasza kochana ciocia rozpijała się, wieszała psy na tacie, a jeżeli nie przyznawałyśmy jej racji, to nas torturowała – i to czymś znacznie gorszym od Cruciatusa. W końcu, gdy miałyśmy po jedenaście lat, Katie oberwała tak mocno, że trzeba było ją hospitalizować. Przez dwa lata leżała w szpitalu nic nie mówiąc, jedząc przez rurkę i gapiąc się w sufit. – rzuciła wściekłe spojrzenie Blackowi. – A gdyby ciebie nie zamknęli w Azkabanie, to nic by się nigdy nie stało!
W jego oczach lśniły łzy.
- Katherine, ja nie chciałem. Ja nie chciałem, żeby to tak wyszło. Skąd miałem wiedzieć, że to się tak skończy?
- Skąd miałem wiedzieć? – przedrzeźniła go. – Marne usprawiedliwienie. 
Hermiona wlepiła w nią oczy.
- O mój Boże... - powiedziała cicho. - Przepraszam...ja nie wiedziałam...
Katie uniosła głowę,  którą przez całą opowieść siostry chowała między kolanami. Była szara jak kamień.
- Ludzie nigdy nic nie wiedzą. - powiedziała cicho. - Niczego nie chcą! A jak przychodzi co do czego - mówiła coraz głośniej. - to tylko węszysz, podsłuchujesz i bawisz się w Sherlocka Holmesa! Kogo to obchodzi, że profesor Lupin jest wilkołakiem? Kogo to obchodzi, że mój tatuś uciekł z Azkabanu? W każdą sprawę musisz wpychać ten swój wielki nos?
- Katie. - powiedział cicho Lupin. - Uspokój się. 
Znów ukryła twarz w dłoniach i wybuchła płaczem. Aaron objął ją i przytulił. Normalnie pewnie odepchnęłaby go od siebie, uderzyła i jeszcze rzuciła jakąś kąśliwą uwagę. Ale nie teraz.
- Niech pan opowiada dalej, panie Black. 
Black posłuchał. Wlepił oczy w Harry'ego.
- Namówiłem Jamesa i Lily, żeby swoim Strażnikiem Tajemnicy uczynili Petera, zamiast mnie...tak, to moja wina, wiem o tym...a tej nocy, kiedy zginęli, chciałem sprawdzić Petera, upewnić się, że jest bezpieczny...Ale kiedy dotarłem do jego kryjówki, nikogo w niej nie było. Ani śladu walki. Coś mnie tknęło. A kiedy zobaczyłem ich dom...rozwalony...ich ciała...zrozumiałem, co zrobił Peter. Co ja zrobiłem.
Głos mu się załamał. Odwrócił się. Julie natychmiast zaczęła go pocieszać - gruchała do niego, przytuliła go i pocałowała w nieogoloną szczękę. Za jej plecami Katie zaczęła się krztusić i udawać, że wymiotuje.
- Dość tego. - powiedział w końcu Lupin, a w jego głosie zabrzmiała twarda nuta, jakiej Harry nigdy jeszcze nie słyszał. - Jest jeden sposób, żeby udowodnić wam, że to wszystko prawda. Ron, daj mi tego szczura.
- A co pan zamierza z nim zrobić, jak go panu dam? - zapytał podejrzliwie Ron.
- Zmuszę go do ujawnienia, kim jest. Jeśli jest prawdziwym szczurem, nic mu się nie stanie.
Ron zawahał się, a potem wcisnął Parszywka w jego wyciągniętą rękę. Zwierzątko głośno protestowało piszcząc, wyrywając się i wytrzeszczając maleńkie czarne oczka.
Black podszedł do niego z różdżką Snape'a, którą usłużnie podała mu Julie. Jego wilgotne, zapadnięte oczy płonęły blaskiem. 
- Razem? - zapytał.
- Razem.
Z obu różdżek wytrysnęło niebieskobiałe światło. Parszywek uniósł się w powietrze, gdzie nadal miotał się i wił...Ron wrzasnął...szczur upadł na podłogę...
A potem jego miejsce zajął mężczyzna o szarawej, brudnej skórze i wodnistych oczach. Był bardzo niski, może nawet trochę niższy od wysokiej jak na trzynaście lat Katherine. Wyglądał, jakby w ostatnim czasie bardzo schudł. Harry zauważył, że rzucił szybkie spojrzenie na drzwi.
- R-remus... - nawet głos miał podobny do szczurzego piszczenia. - S-syriusz...Moi przyjaciele...moi starzy przyjaciele...
Z łóżka rozległo się pogardliwe prychnięcie.
- I Julie...piękniejsza, niż...
- Cześć, Peter. - przerwał mu Lupin takim tonem, jakby często widywał szczury zamieniające się w starych szkolnych przyjaciół. - Kopę lat. Ucięliśmy sobie małą pogawędkę, słyszałeś? Na temat tego, co wydarzyło się w noc, kiedy zginęli Lily i James. Oczywiście, mogłeś nie usłyszeć wszystkiego, kiedy miotałeś się po łóżku, przeraźliwie piszcząc...
- Remusie. - powiedział Pettigrew przerażonym głosem, a krople potu pokryły jego ziemistą twarz. - Chyba mu nie wierzysz, co? Próbował mnie zabić...
- Tak mówiono. - odparł Lupin obojętnie. - I właśnie dlatego cię tu ściągnęliśmy. Musimy sobie to wreszcie wyjaśnić, Peter.
- Chce mnie zabić...po raz drugi! Zabił Lily i Jamesa, a teraz chce zabić mnie...musisz mi pomóc, Remusie...
- Nikt cię nie zabije, dopóki nie ustalimy kilku faktów. 
- Co tu jest do ustalania? - zapyta Pettigrew, tym razem zerkając ukradkiem na zabite okno. - Wiedziałem, że ucieknie, żeby mnie zabić! Spodziewałem się tego od dwunastu lat!
- Wiedziałeś, że Syriusz ucieknie z Azkabanu? - zapytał zdumiony Lupin. - Choć nikt tego wcześniej nie dokonał?
- Posiadł moce, o jakich reszta może tylko marzyć! - odparł z pasją Pettigrew. - Założę się, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać nauczył go paru sztuczek! Zresztą powiedz sam - o co on mógł się z Julie kłócić aż tak, żeby groziła mu rozwodem, jeśli
nie o sprzymierzenie z siłami Ciemności?
- Nie no, to jest już przesada.
Julie wstała, podeszła do męża i zmierzyła Pettigrew spojrzeniem pełnym niechęci.
- Syriusz. - powiedziała cicho. - Trzymaj mnie, bo...
Wzięła głęboki oddech i dopiero wtedy zwróciła się do Pettigrew.
- Czy mógłbyś, pęknie proszę, nie mieszać do tego mojego małżeństwa? - wycedziła przez zęby. – Prawda, na tydzień przed tym, jak to się stało parę razy podniosłam na niego głos, ale to nie musi oznaczać, że sprzymierzył się z...
Nagle Black zaczął się śmiać. Julie spojrzała na niego z niepokojem. 
- Voldemort nauczył mnie sztuczek? - zapytał w końcu.
Pettigrew skrzywił się.
- Co, boisz się samego imienia swojego dawnego pana? Nie dziwię ci się. Jego banda nie pała do ciebie miłością, co?
- Nie wiem...o co ci chodzi. - wymamrotał Pettigrew. Pocił się coraz bardziej.
- Chodzi mi o to, czego się dowiedziałem w więzieniu. Oni tam przez sen wykrzykują twoje imię, Peter...
- Jeżeli zwolennicy Voldemorta mieliby mi o co poprzysięgać zemstę, to o to, że przeze mnie jeden z jego największych zwolenników trafił do Azkabanu...jego szpieg, Syriusz Black!
Black ryknął z wściekłości, a Julie syknęła. (...)
- A tak na marginesie. - dodała już spokojniej. - Ostatnio zacząłeś tracić wagę, co Peter? Musiałeś się nieźle przestraszyć, kiedy zobaczyłeś, że dziewczynki przyszły do Hogwartu...
- Nie wiem, o czym ty mówisz. - jęczał przerażony. - Ja nie wiedziałem, że to one, przysięgam...
- A mnie się wydaje, że owszem. - przerwała mu Katherine z uśmiechem. - Przez cały rok, będąc pod postacią szczura, skrzętnie mnie pan unikał, mnie i Katie. Pewnie od razu połapał się pan, kim jesteśmy, co? Po oczach.
- Mnóstwo ludzi ma takie...
- Mnóstwo ludzi ma oczy o identycznym kształcie i kolorze, co on? - wskazała na Blacka. - Nie sądzę.
(...)
- Julie! - jęczał Pettigrew, wijąc się błagalnie u jej stóp. - Julie, chyba mu nie wierzysz, co? To szaleniec...błagam, pomóż mi...
Julie:
-
- Skazałeś kogoś, kogo kocham na dwanaście lat Azkabanu. - wycedziła. - Czy ty wiesz, ile to jest bólu, łez, ile nieprzespanych nocy?! A teraz wijesz mi się u stóp, jak przystało na pozbawionego godności sprzedawczyka i oczekujesz, że pozbawię mojego męża tej chwili satysfakcji, jaka mu się należy po tych nastu latach?
- Katie... - teraz z kolei próbował szczęścia u młodszej odnogi rodziny Blacków. - Błagam cię, nie pozwól im, pomóż mi...
Dziewczyna odtrąciła go nogą i nic nie powiedziała, ale wyraz jej twarzy mówił więcej, niż jakiekolwiek obelgi.
- Katherine! - jęczał, czołgając się do drugiej siostry i chwytając ją za nogę. - Ty jesteś mądra, nie wierz im, pomóż mi...
Delikatnie wysunęła stopę z jego uścisku, pochyliła się i uśmiechnęła.
- Nie mogę ignorować tak oczywistych dowodów, proszę pana. - powiedziała tonem, który wskazywał na to, że bardzo chciałaby to zrobić. Jednakże znany już Harry'emu metaliczny błysk w jej oczach mówił co innego.

No i Fin. Jeszcze raz tysiąckrotnie przepraszam za tydzień zwłoki, ale robiłam, co się dało. Mam nadzieję, że zanadto się na mnie nie obrazicie i nadal będziecie czytać te moje wypociny. Arrivederchi!

 

M.








2 komentarze:

  1. Sama nie wiem co mam napisać w tym komentarzu tyle tego. Może zacznę po kolei. Po pierwsze.... WOW. Rozdział genialny. Czytając go poczułam podobne podniecenie i niepewność jak wtedy gdy czytałam "Harry Potter i Więzień Azkabanu". Tyle niespodziewanych zwrotów akcji. Przede wszystkim podobało mi się podejście Syriusza do Julie i Katie - uprzejmy, czuły, troskliwy. Wielkim zaskoczeniem była dla mnie Benita. W Trzech miotłach wydawała się taka miła, a tu... Mówi, że to Syriusz jest zwyrodnialcem, a tak naprawdę to ona zasługuje na takie określenie. Ucieszył mnie fakt, że wszystko wskazuje na to iż Katherine zaczyna wierzyć ojcu. Podsumowując rozdział zrobił na mnie ogromne wrażenie. Piszesz genialnie. Mam nadzieję, że kolejny rozdział już niedługo. Życzę mnóstwo weny. Pozdrawiam. ~Tini
    P.S. Oczywiście wybaczam co chwilową nieobecność tak jak ty wybaczyłaś mi, że tak długo zwlekałam ze skomentowaniem Twojej ostatniej notki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam się rozpisać, ale Tini mnie ubiegła. Więc powiem tylko tyle : Rozdział genialny. Dodam też, że zgadzam się z Tini co do tego, że masz talent do pisania. Mam nadzieję że Benita poniesie konsekwencje tego co zrobiła Katie. Torturować ją bo nie chciała obrażać ojca! Czekam na nową notkę i weny życzę. ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń

Akwizytorom dziękujemy