czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 23

Harry siedział już w przedziale ekspresu Hogwart- Londyn razem z Ronem, Hermioną, bliźniaczkami i Aaronem (który był rozanielony jak jasny gwint, bo od Katie dzieliły go milimetry).
Naprawdę ciężko mu było pogodzić się z tym, że musi powrócić do Dursleyów. Teraz, kiedy mały krok dzielił go od zamieszkania z najlepszym przyjacielem ojca...
By nie dręczyć się tym za bardzo, postanowił zająć czymś myśli. Skupił się na siedzącej naprzeciwko niego czarnowłosej dziewczynie.
- Katie?
- Taa? - zapytała, odchylając głowę do tyłu
- Nie będziecie miały problemów, ty i Katherine? Teraz, kiedy minister już wie, że jesteście córkami Syriusza?
- Nie, nie będą miały. - wtrącił Aaron, nim Katie zdążyła coś powiedzieć. - Prawda, przespałem całą tą waszą zmieniaczoczasową eskapadę, ale kiedy was nie było, obudziłem się na chwilę, uchyliłem drzwi i zmodyfikowałem pamięć Knota. Nie pamięta nic o dziewczynach, ani o ich matce ani w ogóle.
- A Snape? - zaniepokoiła się Katherine. - Nie zorientował się?
- Snape? - prychnął. - Za bardzo był zajęty ślinieniem się do Orderu Merlina, żeby zauważyć cokolwiek. Nawiasem mówiąc dobrze, że go nie odznaczyli - taki order jednak swoje waży i mógłby utrudnić latanie w nocy.
Katie zachichotała.
- A Benita?
Lekki uśmiech zastąpił grymas wściekłości.
- Benita? - powtórzył spokojnie Aaron, nie zwracając uwagi na reakcję kochanej dziewczyny.. - Ulotniła się z zamku zaraz po tym, jak połapała się, że nie uda się jej zrobić z siebie bohaterki, która mężnie starała się uwolnić dziewczyny (i przy okazji was) z morderczych szponów kochającego tatusia. Ale jak mijała skrzydło szpitalne, nie zapomniałem doczepić jej do tyłka pary skrzydełek. - mówiąc to patrzył na Katie i wyraźnie żądał pochwały. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, co najwyraźniej zupełnie chłopakowi wystarczało.
Harry postanowił kontynuować przepytywanie.
- A wtedy, w lesie...
- Przed tym, jak się przenieśliśmy w czasie, czy po tym?
- Przed tym. Wtedy, kiedy mi powiedziałaś, że byłaś odwiedzić Hagrida.
Zarumieniła się.
- Chciałam go zobaczyć. - powiedziała zawstydzona. - Upewnić się, że jest bezpieczny. Ale nie okłamałam cię, bo faktycznie byłam przedtem u Hagrida. A ten list...pamiętacie, co tak na niego czekałyśmy....był od mamy. Gdy dowiedziała się o ucieczce taty, zaczęła się trochę dziwnie zachowywać. Poprosiłyśmy, by napisała nam, co się dzieje. Chciałyśmy się upewnić, czy nie odbiła jej palma.
- A wtedy, po wizycie u Dziobka. - zainteresowała się Katherine. - Widziałaś ojca, czy nie?
- Nie. - uśmiechnęła się smutno. - Nie widziałam.
- A ja tak.
- TY?! Kiedy?! Tego samego wieczoru, czy...
- Nie. - pokręciła głową. - Z kilka dni po tym, jak chciał zadziabać Rona, znaczy się Petera Pettigrew. Musiałam ostatecznie wyjaśnić sobie z nim parę spraw, więc poszłam do Lasu koło jedenastej w nocy. I wiecie, co wtedy zrobił tata? Uratował mi życie.
- Co? Jak...jak...
- Zobaczyłam, że poruszają się jakieś krzaki...myślałam, że to on, więc podeszłam...Ale nie. To była Benita. Kręciła się od czasu do czasu po okolicy w nadziei, że uda się jej zwęszyć, gdzie jest ojciec i podlizać Ministerstwu. A los chciał, że na tamtą noc akurat wypadała pełnia.
- O Boże! I co, i co?!
Katie podskakiwała z przejęcia, twarz miała bladą jak ściana.
- I właśnie wtedy na scenę wkroczył tata. - odparła z uśmiechem Katherine. - Musiał usłyszeć moje wrzaski i rozkminić, że trzeba mi pomóc. Rzucił się na Benitę, samemu ryzykując ugryzienie...odciągnął ją na bok i zaczął szczekać...Chyba chciał powiedzieć "Uciekaj!", ale nie mam stuprocentowej pewności. Dlatego po prostu nie poleciałam do dyrektora, kiedy się połapałam, kim naprawdę jest. Nie mogłam donieść na rodzonego ojca, który na dodatek uratował mi życie. 
Katie była w stanie ciężkiego szoku. Cała jej twarz wyrażała jedno wielkie "Nie wierzę!".
- Ej. - odezwała się Hermiona po paru minutach milczenia, podczas których każdy pogrążony był we własnych myślach. - A co ty masz na szyi?
Katie sięgnęła po zdobiący ją łańcuszek i chwyciła go w dwa palce, tak by każdy mógł zobaczyć zawieszkę w całej okazałości.
To był lis. Złoty lis o rubinowych oczach dyndał sobie spokojnie, ukrywając swoje tylne nogi za ogonem. Wyglądało na to, że był w pozycji siedzącej.
- Mama podarowała go tacie, kiedy byli w szkole. - wyjaśniła. - Jako symbol tego, że łączy ich coś wyjątkowego. A gdy miałam osiem lat, tata przekazał go mnie.
- Jak to? - zdziwiła się Hermiona. - Przecież kiedy miałaś osiem lat, to Syriusz siedział w Azkabanie.
- No i co z tego? - fuknęła. - Do Azkabanu można przychodzić w odwiedziny, wyobraź sobie. A tak się akurat złożyło, że jeden znajomy mamy jest w bardzo dobrych stosunkach z ministrem magii. Pewnego dnia uznał, że mamy prawo wiedzieć, jaki jest nasz tatuś, to i mu pozwolili.
- Ech, jak ja bym chciał, żebyś ty mi kiedyś dała ten naszyjnik... - westchnął Aaron. (Przekład: Chciałbym, żebyś była moją dziewczyną)
- Wszystko jest możliwe.
Wytrzeszczył oczy.
- Coś ty powiedziała?! Powtórz to.
Westchnęła i uśmiechnęła się.
- Aaron, jeszcze cztery lata temu wierzyłam, że niemożliwością jest, że będę miała tatę, który może się ze mną skontaktować kiedy zechce. - powiedziała łagodnie. - Życie pełne jest niespodzianek, a ty nie powinieneś się poddawać. NIGDY.
Miał taką minę, jakby go piorun trzasnął.
- To znaczy...że mnie lubisz?
Przewróciła oczami.
- Pewnie, że cię lubię. Tylko że nie tak, jakbyś tego chciał. Ale jeśli przestaniesz na każdym kroku robić z siebie bałwana to kto wie? Życie pełne jest niespodzianek.
Wtedy Katherine wskazała na okno.
- Patrzcie!
Maleńka, wielkości puchatego znicza sówka leciała za pociągiem, niosąc trzy listy. Gdy ją wpuścili, jeden upuściła na głowę Harry'ego, a dwa pozostałe na podołki obu bliźniaczek. Najwidoczniej Syriusz każdej ze swoich córek miał do powiedzenia co innego.
Gdy Harry przeczytał swój list, poczuł się szczęśliwy jak nigdy. Katie wpatrywała się w swoją kartkę z błogim uśmiechem na twarzy. Natomiast Katherine łzy ciekły po policzkach.
- Niech go Bóg błogosławi. - wyszeptała.
(...)
Gdy Harry pakował się już do samochodu wuja Vernona, usłyszał radosny okrzyk:
- Mamusiu!
Katie biegła na złamanie karku do Julie, która stała obok lśniącego czarnego mercedesa i wyglądała na zadowoloną z życia. Jedyna różnica w wyglądzie polegała na tym, że na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, a jej ubranie nie było zakrwawione i poszarpane.
- Och, mamusiu - zawołała Katie, rzucając się jej na szyję. - Dzisiaj jest taki dobry dzień!
- I ważny. - mruknęła chrzestna Harry'ego. - No, wsiadajcie, bo wystygnie wam obiad.
- Obiad! - zawołały chórem siostry, jakby to było najpiękniejsze słowo na świecie.
Wuj Vernon patrzył na Julie i widać było, że jest pod wrażeniem - miał tendencję do oceniania ludzi po cenie ich samochodów. W końcu podszedł i przedstawił się.
- Ładne auto. - zagadnął. - Męża?
- Nie. - odpowiedziała z uśmiechem. - Moje.
- A gdzie obecnie przebywa pani mąż?
Zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią.
- Na wolności, proszę pana. Na wolności.
Po czym usiadła za kierownicą i odjechała z córkami w kierunku (metaforycznego) zachodzącego słońca.

*********************************

No i stało się, moi kochani - skończyłam "Więźnia Azkabanu". Ale nie płaczcie - już we wrześniu kolejne rozdziały! Będą wrzucane trochę rzadziej, bo rozumiecie - szkoła. Trzymajcie się!

~Marta

2 komentarze:

  1. No kochana rozdział super. Po długim czasie wielu niespodziewanych zdarzeń końcu chwila wytchnienia Podobało mi się, jak Vernon Dursley podszedł do Julie. Powiedział jej, że ma ładny samochód, ale gdyby wiedział kim jest (czarownica, żona zbiegłego więźnia i do tego chrzestna Harry'ego!)... Ciekawe co dalej. Weny ~Tini

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Dobrze, że wszystko się ułożyło. Myślałam jednak, że Julie powie Dursleyom kim jest żeby nie traktowali Harry'ego tak okropnie. Ale rozdział był super! ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń

Akwizytorom dziękujemy