sobota, 30 maja 2015

Rozdział 35

Chciałam się powstrzymywać, dopóki Aria się nie odezwie, ale kiedy ma się i pomysł, i dostęp do Internetu...A niech Wam będzie.
Gdybym praktykowała tytułowanie rozdziałów, to ten możnaby nazwać "Rozterki panny Black". Cóż....jedziemy z tym koksem.

Katie czytała list po raz kolejny, marszcząc swoje czarne brwi. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że znowu napisała coś nie tak, że znowu źle wyraziła swoje uczucia. To wrażenie nachodziło ją nie pierwszy raz i bynajmniej nie poprawiało jej to nastroju.
Przeklęła pod nosem. Ostatnio przeklinała bez przerwy - z byle powodu (a czasem i bez niego) i nieustannie. Głównie po hiszpańsku - 10 lat życia z matką, która w zależności od nastroju płakała za ojcęm albo mu ubliżała i parę tygodni z kuzynem, któremu tak blisko było do świętości, jak Benicie do zostania kochanką ojca trochę ją w tej kwestii doedukowało.
- Niech to szlag. - wymamrotała pod nosem. - Dlaczego to jest takie trudne? Myśl, kobieto, myśl...
Na pomiętej kartce, którą właśnie miętosiła w rękach, napisane były trzy zdania. No może dwa i pół. Półtora. Nieważne. Pismo było košlawe i na oko widać było, jak bardzo rozdygotana była osoba, która je pisała.


Kochany tatusiu,
Bardzo mi przykro z powodu tego, co się między nami stało. Przepraszam za to,co powiedziałam, ale mam nadzieję, że zrozumiesz - całe życie byliśmy tylko my, a teraz nagle pojawił się ten

Znowu zaklęła. Zdała sobie sprawę, że pergamin jest wilgotny - nie tylko od potu.
Sfrustrowana zaklèła jeszcze raz, tylko że głośniej i bardziej siarczyście i cisnęła kartkę do kominka. Usiadła na fotelu i ukryła twarz w dłoniach.
- Nie płacz... - wymamrotała pod nosem, zaciskając zęby. - Nie płacz, idiotko...
Na próżno. Łzy popłynęły po. policzkach, mimo że starała się je powstrzymać. Wkrótce dołączyło do tego łkanie.
- Boże. - jęknèla - Mój Boże, co ja zrobiłam? Jak mogłam być taka głupia...Co ja zrobiłam?
Myślała o swoim dzieciństwie - o tym,  jak zawsze czekała na każdą wizytę u tatusia, jak zarzucała mu na szyję swoje chude rączki (w wieku ośmiu lat była przeraźliwie szczupła, chociaż teraz ważyła nawet trochę więcej niż przewidują normy). a on przytulał ją do siebie na tyle, na ile pozwalały mu kraty...jak gładziłją po włosach swoją szponiastą ręką, jak patrzył na nią z uśmiechem, w którym nie było jednak prawdziwej radości, jak mówił do niniej "maleńka"...
A potem pojawił się on.
- Hijoputa e rotocafe! - wydarła się, tupiąc nogą i bezbłędnie powtarzając słowa matki. Czuła, że to wszystko jego wina.
Tak, jego, Harry'ego.
On nigdy nic dla niego nie wycierpiał, nie wierzył. mu ślepo jak ona, nie wyciął sobie z życiorysu dwóch lat życia, nie fundował sobie niewyobrażalnych cierpień, bo go kochał...Słowem nic dla niego nie zrobił, jeśli nie liczyć tej sceny z Hardodziobem, ale mimo tego odebrał jej wszystko co miała praktycznie przez całe życie. Doprowadził do tego, że człowiek, za którego oddałaby życie, cisnął ją w kąt jak zepsutą zabawkę.
Pieprzony chrześniaczek.
Ale to, że cię nienawidzi, to już nie jest wina Pottera, przemknęło jej pzez głowę. On ci nie kazał ubliżać rodzicom i wyzywać taty od...no wiadomo kogo.
Boże święty, ten zawód w jego oczach, kiedy mignął jej przez kominek w tej całej Hiszpanii...to rozczarowanie, strach...i jakby lekkie zaskoczenie faktem, że do tej pory grzeczna i kochająca córeczka używa tak rynsztokowych wyrazów...i to na dodatek pod jego adresem. Te nabrzmiałe przerażeniem i szokiem słowa: KATIE! Skąd ty znasz takie wyrazy, moje dziecko? I o kim ty w ogóle mówisz?
I jeszcze na koniec to "Rozczarowałaś mnie"...Nie no, ona chyba tego nie zdzierży!
Próbowała go przeprosić - najlepszym dowodem były chyba te listy - ale za każdym razem albo nie wiedziała, jak się do tego zabrać, albo po prostu tchórzyła.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miała żadnego oparcia w Katherine. "Zasłużyłaś sobie na to" - powtarzała niezmiennie i pod pewnymi względami miała rację, ale Katie jakoś nie chciała przyjąć tego do wiadmości, Nie umiała przyznać innym, że mają rację i już. Kogoś chyba w tym przypominała.
A matka? Miała męza, z którym mogla się bez opamiętania pieścić i tylko to się dla niej liczyło. I oczywiście kipiała ze żłości.
Co jak co, ale w jednym Benita miała rację - matka miała kompletnego świra na punkcie ojca. Traktowała jak zło w najczystszej postaci każdego, kto ośmielił się na niego krzywo spojrzeć. Co ją obchodziło, że tym złem była jej własna córka?
Co ją obchodziło, że tata już nigdy nie będzie chciał z nią rozmawiać?
Po jakimś czasie Katie zorientowała się, że wyje - to nie był już zwykły płacz i tłumione łkanie. To było zwyczajne wycie i to wycie człowieka, któremu na rękach zmarł ktoś bliski. Tak była tym wszystkim zaabsorbowana, że nawet nie poczuła, że ktoś przy niej jest.
A jednak był. Aaron Laundaun klęczał przed jej fotelem i delikatnie gładził ją po ramionach i głowie.
- Ćśś... - mruczał, rozczesując jej włosy palcami. - Co się stało, maleńka, ktoś cię skrzywdził? Będzie dobrze, zobaczysz...
Nie wiedziała, czemu - może dlqatego, że kiedy była mała, ojciec pocieszał ją w prawie identyczny sposób - ale grunt, że zareagowała ofensywnie.
- Ty durniu. - syknęła, zrywając się na równe nogi. - Kto ci dał prawo, żeby nazywać mnie "maleńka", jakbym była twoją własnością? Kto ci dał prawo mówić mi, że będzie dobrze, skoro nawet nie wiesz, o co chodzi? Daj mi spokój, człowireku, dość mam zmartwień!
I nie czekając na odpowiedź pobiegła do dormitorium dziewczyn, rzuciła się na swoje łóżku, ukryła twarz w poduszce i znowu zaczęła płakać.

****************

Harry biegł za Katie tak szybko, jak tylko mógł. Po raz pierwszy przekonał się, jak ta dziewczyna potrafi szybko biegać. Utrzymywała wręcz doskonałe tempo i nic nie wskazywało na to, żeby planowała się zmęczyć.
- Katie! - wrzasnął na cały korytarz. - Ej, Katie!
-  Odwal się, Potter! - zawołała przez ramię, biorąc zakręt. Dopadł ją zaraz za węgłem.
- Nie odwalę się, dopóki mnie nie wysłuchasz. - ostrzegł ją, chwytając za ramię. - Co to miało znaczyć, że "mógłby nie zachowywać się tak, jakby miał tylko syna i córkę"? Chodziło o Syriusza, tak?
- Odwal się. - powtórzyła, strzepując jego rękę. - Nic nie rozumiesz...
- On się o ciebie pytał, rozumiesz? - zawołał, widząc, że znowu się oddala. - Pytał w każdym liście, jaki. od niego dostałem...czy nie mam od ciebie żadnych wiadomości. Słyszysz mnie?
Ale Katie nie słyszała. Wydarła się tylko na Harry,ego, że zabrał jej wszystko i wpadła do pustej klasy.




2 komentarze:

  1. Jestem i komentuję. Rozdział jak zwykle cudny. Cieszę się, że Katie zaczęła brać sprawy w swoje ręce i chciała jakoś pogodzić się z ojcem. Widać jednak, że nie jest to takie łatwe. Wzruszyłam się tymi wspomnieniami Katie. No i nie dziwię się jej, że jest wściekła na Harry'ego. W sumie to ma rację. Zjawił się znikąd i ot tak po prostu stał się pupilkiem Łapy choć przedtem był pewien, że to morderca i nawet chciał go zabić. Nienawidził Syriusza, a potem tak nagle po pokochał. A ona przez wszystkie te lata wierzyła w niewinność ojca no i wiele dla niego wycierpiała. Nie jestem zdziwiona, że Katie nie chciała wysłuchać Harry'ego. Muszę przyznać, że sama tak nie raz robię. Jak jestem na kogoś wściekła to nie wysłuchuję wyjaśnień tego kogoś.
    No a Katherine pewnie stanie po stronie Pottera. Ciekawa jestem jak to się wszystko dalej potoczy. Czekam na next, życzę weny i pozdrawiam.~Dorcas

    OdpowiedzUsuń
  2. Przybyłam, zobaczyłam, skomentowałam! Sorki, że tak późno, ale dziś przybył nowy limit w internecie i wreszcie mogę normalnie się zalogować, nie czekając godziny...
    Zauważyłam parę literówek, ale to ci odpuszczę :P
    A już miałam nadzieję, że się pogodzą, i nadal mam taką nadzieję. W tym rozdziale doskonale opisałaś uczucia i dzięki temu rozumiem ją i jej ból. Tyle się naczekała, zawsze wierzyła, że jest niewinny. A teraz Syriusz skupia prawie całą swoją uwagę na Harrym. Doskonale wiem, co czuje, bo nie raz ja sama miałam takie uczucia.
    Życzę weny i dobrego internetu :P
    Aria

    OdpowiedzUsuń

Akwizytorom dziękujemy