piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 10

Przy śniadaniu rozegrała się bardzo dziwna scena.
Zaczęło się od tego, że Fulgurignis sunął ku bliźniaczkom wśród ogólnego szumu sów roznoszących poranną pocztę. W szponach niósł zwykłą białą kopertę.
Jednak siostry zachowały się, jakby była wyszywana złotem. Jakby zawierała najlepszą, najistotniejszą dla nich wiadomość na świecie.
Treść musiała uszczęśliwić je jeszcze bardziej, bo Katie krzyknęła i w zachwycie przycisnęła sobie liścik do piersi, jak bezcenny skarb.
I wtedy z kieszeni Rona wystawił głowę Parszywek. Najwyraźniej się obudził i znęciły go różne smakowite wonie wynikające ze śniadania.
W każdym razie, gdy tylko zobaczył puchacza, wytrzeszczył oczka, wydał z siebie serię przeraźliwych pisków i rzucił się do ucieczki.
- Nie! - wrzasnął Ron. Spróbował go dosięgnąć, ale szczur zaskakująco sprawnie biegł między pucharami i talerzami. Sowy innych uczniów huczały i wyciągały do niego szpony.
Już zeskoczył na podłogę...
- Mam cię!
Katherine przydepnęła mu ogon, uniemożliwiając dalszą ucieczkę. Parszywek panicznie prężył się i wyrywał, usiłując wydostać się z tej pułapki.
Dziewczyna pochyliła się i wróciła do stołu Gryfonów ściskając go mocno, żeby znowu nie uciekł.
- No co się tak wyrywasz, już dobrze, Ignis poszedł się nażreć...Auć, przestań mnie tak drapać, ręce mam przez ciebie całe zakrwawione...proszę.
Ostatnie słowa wypowiedziała do Rona, który natychmiast wsadził Parszywka z powrotem do kieszeni.
- Dzięki.
- Nie ma za co. - odpowiedziała półprzytomnie.
Myślami była jednak zupełnie gdzie indziej.

Harry włóczył się po korytarzu sfrustrowany i smętny, że nie może zwiedzać osławionych sklepów wioski Hogsmeade. Co prawda pozostawała jeszcze uczta w Noc Duchów, ale miała się odbyć dopiero wieczorem.
Nie miał pojęcia, co zrobić z wolnym czasem...
- Harry! Harry!
Drzwi na korytarzu były otwarte. Spoglądał na niego Lupin.
- Nie poszedłeś do Hogsmeade?
Harry pokręcił głową. 
- Nie miałem podpisanego pozwolenia.
- Może wstąpiłbyś do mnie na chwilę?
Harry wzruszył ramionami i wszedł za Lupinem do miejsca, które okazało się jego gabinetem. W kącie w akwarium siedział druzgotek.
- Harry, mam tylko herbatę w torebkach, ale...chyba masz już dość fusów?
- Skąd pan o tym wie?
- Od profesor McGonagall. 
Rozległo się pukanie.
- Proszę wejść! - zawołał Lupin.
To była Katie. 
- Przepraszam, że przeszkadzam...
- A, to ty! Wchodź, wchodź. Właśnie piliśmy sobie herbatę. Też chcesz?
- Poproszę. - odpowiedziała grzecznie, sadowiąc się koło Harry'ego.
Postawił przed nią kubek gorącej herbaty.
- Co cię do mnie sprowadza?
- Eem... - zastanowiła się przez chwilę. - Ja chciałam się spytać...a co to jest?!
Odskoczyła wpatrując się w druzgotka, który wywinął kozła i pogroził jej pięścią.
- Druzgotek.  Demon wodny, który łapie nieostrożnych nurków. - odpowiedział Lupin. - Będziemy o nim mówić na najbliższych lekcjach. 
- Właśnie się tak zastanawiałam - powiedziała popijając herbatę i uśmiechając się. - Do kiedy nasze lekcje będą obejmowały praktykę? Chcemy być z siostrą przygotowane.
Harry odebrał to, widocznie zgodnie z jej intencjami, jako dobrze zamaskowany i subtelny komplement. Lupin widać odczuł to samo, bo odwzajemnił uśmiech.
- Tak długo, jak to będzie możliwe. 
- I dobrze... - wymruczała z półprzymkniętymi oczami. - I bardzo dobrze..
- Kim jest twój ojciec? - wypalił Harry.
Sam nie wiedział dlaczego to powiedział. Po prostu od jakiegoś czasu go to gryzło.
Całe zrelaksowanie się ulotniło. Wyprostowała się, zesztywniała, a szare oczy pozostały czujne i zbulwersowane.
- Mój ojciec nie żyje. - powiedziała dziwnie sztucznym, drewnianym głosem. - Zamordowali go zwolennicy Voldemorta, kiedy byłam mała. Za dobrze go nie pamiętam.
- A czemu dopiero teraz przyszłaś do szkoły?
- Byłam chora. Bardzo chora. - odpowiedziała wymijająco.
A potem wyszła z gabinetu Lupina, niemalże trzaskając drzwiami.

Było już po uczcie. Ruszyli do wieży Gryffindoru. Okazało się, że przed portretem Grubej Damy ustawiła się kolejka. Zrezygnowani ustawili się w niej. W końcu Percy nadszedł, przecisnął się i powiedział ostro:
- Niech ktoś pójdzie po profesora Dumbledore'a. Szybko.
Okazało się, że Gruba Dama zniknęła, a sam portret został pocięty.
- Trzeba ją odnaleźć! - powiedział stanowczym tonem dyrektor, gdy wreszcie nadszedł
- Powodzenie murowane! (...) O tak, wasza profesorsko-dyrektorska mość. Bardzo się rozzłościł, kiedy nie pozwoliła mu wejść.
Irytek wywinął kozła i wyszczerzył do Dumbledore'a zęby spomiędzy własnych nóg. 
- Ale się wściekł ten Syriusz Black!
Katherine przesunęła się do przodu. Wyglądała z jakiegoś powodu na bardzo z siebie zadowoloną.
Harry odnotował coś jeszcze. 
Katie nie było nigdzie. Chociaż przed chwilą stała tuż obok niego.

Wesołych świąt!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Akwizytorom dziękujemy