niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 7

Nadszedł czas na pierwszą tego roku lekcję wróżbiarstwa. Harry, Hermiona i Ron mieli niemałe kłopoty z odnalezieniem właściwej sali, jako że nie byli w niej nigdy przedtem. Znaleźli sobie jednak w końcu przewodnika - Sir Codagana, mieszkańca obrazu na drugim piętrze. Wskazał im właściwą drogę, mimo że irytował ich nieco swoim zachowaniem.
Gdy stanęli już na podeście razem z resztą klasy, odkryli że do sali lekcyjnej prowadzi srebrna drabina spuszczana przez klapę w suficie. Wspięli się po niej.
Była to najdziwniejsza klasa, jaką Harry kiedykolwiek widział. Zamiast krzeseł i ławek były tam pufy i stoliki, zasłony były zaciągnięte, a z kominka wydobywał się dym. O bardzo podejrzanym kolorze.
- Dzień dobry. - napłynął ku nim z kąta zwiewny, tajemniczy głos. - Jakże miło zobaczyć was wreszcie w świecie materialnym.
Z owego kąta wyłoniła się zaskakująco chuda czarownica do złudzenia przypominająca błyszczącego owada. Nosiła wielkie okulary, które śmiesznie powiększały jej oczy i mnóstwo apaszek, wisiorków i jedwabnych szalików. 
W tym momencie wstała i ruszyła do przodu, powiewając całym tym tałatajstwem i zasiadła przy jednym ze stolików.
- Nazywam się Sybilla Trelawney. Przez najbliższe lata będę was wprowadzać w tajniki jakże zawiłej i mistycznej sztuki wróżbiarstwa. Istnieje mała szansa, że widzieliście mnie kiedykolwiek wcześniej - zbyt częste zstępowanie w zgiełk i szkolne sprawy zaciemnia moje wewnętrzne oko.
- To kup sobie wewnętrzną chusteczkę. Albo jakieś wewnętrzne kropelki. - ,powiedział głos na granicy głośnego szeptu i całkiem donośnej uwagi.
Głos napłynął z samego końca sali, gdzie nie było nic widać, ale tego gładkiego sopranu nie sposób było pomylić z niczym innym. 
- Jak się nazywasz, moje dziecko? - zapytała profesor Trelawney, unosząc głowę do góry.
- Katie Black.
- Proszę tu podejść, panno Black i pokazać mi swoje linie przeznaczenia!
Katie wstała, wyciągnęła rękę i podała ją nauczycielce wewnętrzną stroną do góry. Najwyraźniej doskonale wiedziała, co zamierza uczynić profesor Trelawney.
Nauczycielka wróżbiarstwa ujęła jej dłoń w swoje chude palce i długo badała jawiące się na niej linie papilarne. Wreszcie spojrzała dziewczynie prosto w oczy. 
- To, czego się boisz, wydarzy się już za kilka tygodni...czego się boisz...i czego pragniesz zarazem.
- Bardziej tego pragnę, niż się boję. - odpowiedziała dziewczyna, zadzierając głowę. Czy ktoś poza Harrym dostrzegł, że Katherine kręci głową i zasłania sobie usta rękami?
- No dobrze więc. Możesz usiąść. A ty, chłopcze - dodała, zwracając się do Neville'a. - Czy mógłbyś wyjąć z kredensu imbryk do herbaty i filiżanki, a następnie rozdać jedną każdemu uczniowi? Kiedy stłuczesz pierwszą filiżankę, weź jedną z tych z niebieskim wzorkiem, dobrze? Do różowych jestem bardzo przywiązana.
Neville wykonał polecenie i niemal natychmiast rozległ się brzęk tłuczonej porcelany. Parvati Patil i Lavender Brown aż pisnęły z podziwu.
- Dobrze, a teraz wypijcie herbatę.- powiedziała profesor Trelawney, gdy wszystko było już gotowe. - Następnie zakręćcie filiżanką trzy razy lewą ręką i podajcie ją partnerowi. Kształty uzyskane z fusów powinny ukazać wam pewien obraz przyszłości.
Harry szybko wypił herbatę. Następnie obrócił ją trzy razy i podał Ronowi, on natomiast podsunął mu swoją.
- Co widzisz? - zapytał.
- Rozmokłe fusy. - powiedział tępo Harry. Odurzające wonie z kominka profesor Trelawney wprawiały go w stan niezwykłej senności, z którą nie umiał walczyć.
- Skupcie się, kochani i przeniknijcie to, co doczesne!

Dalszej części rozdziału przytaczać nie będę, jako że wszyscy wiemy, co się stało. A że moje kochane wysłanniczki Marysi Zuzanny nie miały na to żadnego wpływu, myślę że tutaj się z wami pożegnam. W następnym odcinku dowiemy się trochę więcej o przyszłości siostrzyczek. Kto tam w pewnym momencie dopatrzy się aluzji do genów Kasieńki, dostanie pudełko czekoladek. Papa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Akwizytorom dziękujemy