wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 9

Wrzesień powoli mijał. Robiło się coraz zimniej, a na drzewach można było zobaczyć coraz więcej kolorowych liści. Hermiona urabiała się po łokcie, Ron starał się nadrobić zaległości z pracą domową, a Harry leżał rozparty na fotelu w pokoju wspólnym i rozmyślał.
Przed oczami stanęła mu scena z lekcji eliksirów, która miała miejsce zaraz po tym, jak Malfoy wrócił ze skrzydła szpitalnego. Mieli wtedy przygotowywać eliksir powodujący kurczenie się ludzi i zwierząt. A Malfoy - symulant jak zawsze - wyolbrzymił swoją pokaleczoną rękę, wskutek czego Harry musiał obrać mu figę, Ron posiekać korzonki stokrotek, a jedna z sióstr Black - nie pamiętał już, która - pociąć dżdżownice. Nie wyglądała ona na zadowoloną z roli, jak ona to określiła "posługaczki" i zabierała się do tego z możliwie najmniejszym entuzjazmem. Rzecz w tym, że kiedy Aaron Laundaun zaczął szturchać Katie w łopatki, widać coś w niej pękło, bo chwyciła swój nożyk, obcięła głowę jednej z dżdżownic i cisnęła ją Malfoyowi prosto w oko. Katherine natomiast, dla której taki manewr widać coś znaczył, nadepnęła mu na stopę. 
Malfoy zawył i odskoczył od stołu. Jedno oko trzymał cały czas zamknięte, a zdrową ręką trzymał się za duży palec u nogi.
- BLACK! - wrzasnął Snape. - Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów! Idziemy do dyrektora!
Aaron wstał i ruszył do drzwi.
- A ty gdzie się wybierasz?
- No do dyrektora.
- Siadaj na miejsce! To one mają iść do dyrektora!
- Obie? - zdziwiła się Katherine.
- Tak! Obie!
- A to bardzo przepraszam, panie profesorze. - kontynuował Aaron, nie ruszając się z miejsca. - Ale musiałem chodzić do dyrektora już tyle razy, że działam odruchowo. 
Snape złapał obie bliźniaczki za karki i wyprowadził na korytarz.
Harry dobrze rozumiał ich motywy. Dlaczego postąpiły tak, a nie inaczej. O ile się orientował, między nimi a Hardodziobem wytworzyła się głęboka więź emocjonalna. 
Od Dumbledore'a wróciły jakieś takie odmienione. Pokonane, zmęczone. Po prostu smutne. Jak ktoś, kto właśnie się dowiedział, że mimo wszelkich starań nie osiągnie celu. W kółko wysyłały jakieś listy, a gdy Fulgurignisa nie było wśród porannej poczty, miały łzy w oczach.
Harry'emu nagle, ni z gruszki ni z pietruszki przypomniało się zwierciadło Ain Eingarp, na które natrafił w pierwszej klasie. Powodowało ono, że widziało się to, czego od zawsze pragnęło się najbardziej.
"Ciekawe co zobaczyłyby one." - pomyślał Harry. Później zastanowił się - zresztą nie on jeden - kim są tajemnicze bliźniaczki i dokąd znajomość z nimi go zaprowadzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Akwizytorom dziękujemy